sobota, 31 stycznia 2015

Moja wishlista | Rok 2015.

Sesja nadal trwa w najlepsze, ale nie mogę się powstrzymać i chcę jak najszybciej napisać Wam o mojej wishliście, którą stworzyłam na ten rok. Bardzo lubię przeglądać takie wpisy. Pozazdrościłam dziewczynom, które już takie opublikowały i koniecznie chciałam mieć coś podobnego u siebie :)




1. Zoeva, paleta Naturally Yours - większość cieni do powiek, które mam są w zimniejszych tonach i wydaje mi się, że w takich jest mi znacznie lepiej. Jednak latem kiedy się opalę, odrobina złota i ciepłych brązów może wyglądać na moich powiekach całkiem całkiem.

2. Estee Lauder, podkład Double Wear - chciałabym przetestować jakiś dobrze kryjący podkład z wyższej półki, jednak myślę, że to dopiero po wakacjach, bo na chwilę obecną mam jeszcze kilka podkładów, które chciałabym najpierw zużyć.

3. Ardell, rzęsy Demi Whispies - jeśli śledzicie mnie na Instagramie, to wiecie, że tą pozycje udało mi się już zdobyć :) Jednak póki co leżą grzecznie w szufladzie i czekają na jakąś okazję, może na walentynki się za nie zabiorę, kto wie :) 

4. Essie, kolor Sand Tropez - myślę, że może być to mój idealny kolor nude na pazurki. Uwielbiam też formułę essie.

5. theBalm, rozświetlacz Mary Lou - osławiony już produkt. Jednak nie jestem do końca pewna czy się na niego skuszę, ponieważ w mojej kolekcji nie mam ani jednego rozświetlacza i jakoś nie czuję żeby był mi niezbędny. Jednak te niesamowite recenzje na jego temat baaardzo kuszą :) 

6. Obiektyw Nikkor 50mm f/1,8G - tutaj nie jestem w stu procentach pewna co do modelu. Po prostu chciałabym jakiś jasny obiektyw, ale jeszcze nie zrobiłam dokładnego research'u na ten temat ;) Dajcie znać jakich obiektywów Wy używacie do zdjęć na blogi! Jestem meeega ciekawa :)

7. The Body Shop, baza pod makijaż All-in-One - do tej pory używałam bazy z Benefit, którą mialam w rozmiarach mini, jednak bardzo długo mi posłużyły w sumie. Teraz mam ochotę na coś innego, a o tej z TBS słyszałam wiele dobrego na zagranicznych stronach, jednak nie wiem czy jest ona dostępna u nas. Wiecie może coś na ten temat? ;>

8. Zoeva, pędzle - w chwili obecnej mam już 6 ich pędzli i jestem zakochana. Planuję kupować dalej! Na Instagramie Mintishop widziałam też zdjęcie jakieś nowej kolekcji Rose Golden 2 i nie mogę doczekać się premiery!

9. Mac, szminka Creme Cup - zdecydowanie muszę ją zdobyć w tym roku :)

10. Benefit, róż Coralista - marzy mi się od dawna, ale zdecydowanie do najtańszych nie należy. A w swoich zbiorach mam już dosyć sporo róży więc nie przychodzi mi to łatwo. Ale chyba wiosną się wreszcie na niego skuszę :)

I to tyle. Myślę, że moja lista jest jak najbardziej realna i do zrealizowania :) Czekam na Wasze rady jeśli chodzi o obiektyw! I słyszałyście coś o tej nowej kolekcji pędzli Zoevy? Jestem mega ciekawa :)

wtorek, 27 stycznia 2015

Bielenda Aromatherapy | Olejek do kąpieli - zielona herbata + trawa cytrynowa.

Piszę dziś w mojej bardzo krótkiej przerwie między jednym egzaminem a nauką do następnego. Czy są wśród Nas studentki, które rozumieją mój ból? Jeśli tak to mam dla Was dzisiaj krótką wzmiankę o produkcie do kąpieli, który pomoże Wam w relaksie w tym jakże trudnym okresie ;)

Dostępność: Strona internetowa bielendy, Rossmann
Cena: ok.15zł, często w promocji ;)

Pozostałe wersje zapachowe:
- Mandarynka + werbena
- Lawenda + eukaliptus
- Cyprys + Olejek grejpfruta


Olejek do kąpieli Zielona herbata + trawa cytrynowa to najlepszy sposób na dodanie sobie energii i witalności. Olejek relaksuje, wycisza nerwy, a jednocześnie pobudza ciało i umysł, przywracając siły witalne. Kąpiel z olejkiem zalecana jest w naturalnej terapii stanów ogólnego zmęczenia psychicznego i fizycznego oraz braku energii i kreatywności. Znakomicie odpręża i odświeża, łagodzi stresy, jednocześnie stymuluje do odnowy, przywraca siły witalne i dobre samopoczucie. Po kąpieli ciało nabiera aksamitnej gładkości, miękkości i pięknego energetycznego zapachu.

Olejek faktycznie świetnie nawilża ciało i przynosi ukojenie i odprężenie po długim stresującym dniu. Zadziwiła mnie też duża ilość piany i jego całkiem spora wydajność jak na 300ml buteleczkę. Zapach jest bardzo delikatny, ale wyczuwalny na ciele po kąpieli. Przypływu kreatywności nie zauważyłam ;) Ale tak czy inaczej jest to bardzo przyjemny produkt do kąpieli, godny polecenia,

Wypróbowałyście pozostałe zapachy? Co sądzicie o tych olejkach?

P.S.  Niestety sesja bardzo mocno wdaje mi się we znaki i stąd moja nieobecność na blogu. Jednak proszę Was o odrobinę cierpliwości i powracam w pierwszym tygodniu lutego. Niestety studiowanie dwóch kierunków w trybie dziennym przestaje być zabawne kiedy przychodzą egzaminy.
Trzymam też bardzo mocno kciuki za Wasze studia! :)

czwartek, 15 stycznia 2015

Wyzwanie: Skończyć 5 do 5.05 | Produkty, które chcę zużyć.

Dzisiaj przychodzę do Was z postem zupełnie innym niż wszystkie dotychczasowe. A mianowicie z wyzwaniem, którego się podjęłam. Jeśli spodoba Wam się ten pomysł to zachęcam Was do przyłączenia się! W grupie będzie nam raźniej i będziemy się motywować! Już tłumaczę na czym to polega ;)

Po ostatnim poście, w którym pokazałam Wam kosmetyki, których musiałam się pozbyć, miałam ogromne wyrzuty sumienia. Postanowiłam, że już nigdy nie chcę wyrzucać moich pieniędzy, które wydaję na kosmetyki i muszę bardziej realistycznie podejść do ilości produktów jaką posiadam. I szperając w internetach, znalazłam wyzwanie, które krąży na Amerykańskim youtube, pod nazwą "Finish 5 by cinco de mayo". Zasady są proste, wybieramy pięć produktów, które chcemy wykończyć zanim się zmarnują i używamy je jak najczęściej, żeby zużyć je do maja :)
Ja wybrałam kosmetyki, które bardzo lubię, ale które zostały odrobinę wyparte/zapomniane, bo kupiłam sobie ich nowe odpowiedniki. Myślę, że przed majem zrobię jeszcze jedną aktualizację z moich postępów (np. 5. marca), no chyba, że chciałybyście zobaczyć mój progres odrobinę wcześniej.

Pomadka Kiko, kolor 802 - przepiękny nudziak o kremowej konsystencji. Sama nie wiem dlaczego tak bardzo ją zaniedbałam. Jest to świetny kolor na co dzień i myślę, że z powodzeniem wykończę ją w ciągu najbliższych tygodni. Jej data ważności to 18 miesięcy, i kupiłam ją właśnie około półtora roku temu, także muszę się nią zająć jak najszybciej.


Essence XXXL shine lipgloss, kolor 19 NUDE CANDY - mój jedyny błyszczyk, mam go również około 1,5 roku a wygląda jak nówka. Z nim będzie problem, ponieważ nie przepadam za błyszczykami a dodatkowo ten jest strasznie jasny. Jednak postaram się nakładać go na inne produkty do ust i zobaczymy jak to się potoczy. Jego data ważności to 24 miesiące od otwarcia, także jeśli nie rozprawię się z nim do maja, to prawdopodobnie będę musiała go wyrzucić.


Duo cieni do powiek, Bell - miałam kiedyś taki mało bystry pomysł, żeby wyjąć moje cienie z bell (które bardzo lubię) z ich oryginalnego opakowania i włożyć do mojej paletki z Inglota. Teraz bardzo działa mi to na nerwy, bo chciałabym skompletować moją Inglotówkę, a nie mogę bo te dwa cienie zajmują puste miejsca. Bardzo je lubię, uważam że jak za taką cenę są genialne, jednak chciałabym zużyć je w jak największym stopniu i wreszcie się ich pozbyć.


ELF Contouring Blush & Bronzing Powder - baaaardzo lubię ten bronzer, jednak w mojej kolekcji mam jeszcze dwa inne i wydaje mi się, że to odrobina zbyt dużo dla jednej osoby. Dlatego w najbliższych miesiącach skupię się na tym i zobaczymy ile uda mi się zużyć. Jest dość miękki co ułatwi mi zadanie.


Bell, róż w kolorze 053 - ostatni uczestnik wyzwania i zarazem najtrudniejszy. Bardzo ładny codzienny róż, który do tej pory był bardzo zaniedbywany. Przez ostatnie dwa tygodnie używałam go  jednak dzień w dzień a zużycie nadal jest zupełnie niewidoczne - co świadczy o tym, że będzie to najtrudniejsze zadanie. Ale będę zadowolona jeśli chociaż zobaczę denko :)

I to tyle na dzisiaj, co sądzicie o tym wyzwaniu?
Trzymajcie za mnie kciuki i zapraszam Was do przeglądania własnych kosmetyczek i przyłączania się;)

niedziela, 11 stycznia 2015

Produkty, które wyrzucam. | Buble.

Nowy rok, nowy początek. Czas na porządki - nawet w naszych kosmetycznych zbiorach. Przejrzałam pudełeczka, w których trzymam produkty, które średnio mi się sprawdziły i postanowiłam się wreszcie z nimi rozstać.

Niestety okazało się, że jest tego całkiem sporo i bardzo mi z tym źle. Czuję się, jakby dosłownie wyrzucała moje pieniądze do kosza, a tego chyba nikt nie lubi. Dlatego w najbliższym miesiącu większość postów będzie poświęcona mojej kolekcji i temu jak chciałabym ją uszczuplić. Rozpoczynam też wyzwanie "Skończyć 5 do 5.05". Jeśli jesteście ciekawe o co chodzi, to zapraszam w przyszłym tygodniu ;)

Pielęgnacja.
Nivea "make up starter" - zupełnie mi się nie sprawdził. Myślałam, że jest to primer, ponieważ nazwa jest odrobinę myląca. Niestety okazał się to zwykły krem, który na dodatek szczypał moją wrażliwą cerę i nie nawilżał jej wystarczająco. Mam go już ponad 1,5 roku więc teraz bałabym się już zrobić do niego kolejne podejście.
Tołpa "matujący krem korygujący" - tutaj jak widzicie zużyłam chociaż połowę tubki. Moim głównym zarzutem było niewystarczające nawilżenie co spotęgowało suche skórki na mojej buzi. Jeśli chodzi o matowienie to też nie było spektakularnej różnicy między nim a zwykłym kremem dlatego tak go zaniedbałam. Mam go już ok rok i wydaje mi się że zmienił już kolor i boję się go nadal używać.
Love me green "regenerating night face cream" - trafił mi się w Glossybox. Niestety wywołał wysyp nieprzyjaciół za każdym razem gdy robiłam do niego kolejne podejście.

Kolorówka 
Inglot - jedna z moich pierwszych szminek, ma już ok. 4 lata i pojawiły się na niej bąbelki. Prawie nigdy jej nie używałam, bo formuła szminek Inglot jest dla mnie zbyt tempa a na dodatek kiedy ją kupowałam nie miałam pojęcia o tonach czerwieni i tym, że przy takim ciepłym kolorze moje zęby będą wyglądać tak okrutnie żółto.
Szminka, no name - tą szminkę mam już chyba z 5-6 lat, ukradłam ją pewnie mamie. Po takim czasie aż strach byłoby ją używać, ale na szczęście znaczna część została zużyta.
Maybelline "Great Lash" - jak widzicie dostałam ją w prezencie. Wypróbowałam kilka razy, była beznadziejna, nie robiła nic dla moich rzęs i na dodatek się osypywała. No i tak leżała sobie w moich zapasach ok. 2 lata. Także czas się jej pozbyć ;)
Ladycode by bell "DD cream" - podkład z zeszłego roku z biedronki. Na zdjęciu nie widać zużycia ale myślę, że ok 1/3 butelki jednak udało mi się zużyć. Baaaaardzo przesuszał moją skórę i podkreślała każdą możliwą skórkę. Kilka tygodni temu chciałam zrobić do niego kolejne podejście jednak zaczął okropnie śmierdzieć, także pewnie się zepsuł.
Elf "eyelid primer" - skuszona wieloma pozytywnymi opiniami o bazie z elfa  kupiłam ją w ciemno. Okazało się, że jest wiele rodzajów, a akurat ten jest perłowy z ogromnym brokatem który wędruje po całej twarzy a wcale nie pomaga trwałości naszych cieni. Mam jeszcze 2 inne bazy a po tą nigdy nie sięgam więc chętnie się jej pozbędę.
Virtual, czarna kredka do oczu - tą kredkę mam już chyba z 5/6 lat i już chyba boję się jej użyć w pobliżu oka. 

Lakiery do paznokci.
"Coral" - firmowe lakiery Super-Pharm, totalnie beznadziejne. Po nałożeniu 3 warstw nadal prześwitują, smużą, kolor w ogóle nie przypomina tego w buteleczce. Dodatkowo jak widać już się rozwarstwiły a ja i tak nie mam ochoty ich stosować.
Deliplus - dostałam kiedyś w prezencie od znajomej, użyłam raz czy dwa i tak już sobie leży od dwóch lat i nie wydaje mi się żebym miała go użyć. Zrobił się też bardzo rzadki.
Maybelline "colorama" - nie przepadam za lakierami z tej serii, ale wiem że sporo osób całkiem je lubi. Ten jest najstarszy, rozwarstwił się itd. 


Uff, i to tyle. Miałam pomysł, żeby podliczyć ile pieniędzy straciłam, ale jednak sobie to odpuszczę. I tak męczą mnie wyrzuty sumienia. 
Myślę o tym, żeby zrobić małe rozdanie z używanymi lakierami do paznokci (takie które użyłam tylko max. 2 razy), co o tym sądzicie? Myślicie, że ktoś byłby zainteresowany?

środa, 7 stycznia 2015

Projekt denko | Grudzień 2014.

Minął już tydzień od kiedy jesteśmy w nowym roku, ale ja mam dla Was jeszcze jedną zaległą sprawę z 2014, a mianowicie projekt denko z grudnia. W zeszłym miesiącu poszło mi całkiem dobrze i jest nawet dosyć sporo kolorówki. A więc zapraszam!

Zasady;
Produkt bardzo mi się spodobał, z pewnością kupię go kiedyś ponownie.
Średniak, być może kiedyś do niego wrócę.
Rozczarowanie, z pewnością nigdy ponownie go nie kupię.

1. Nivea, Szampon nadający blask Diamond Gloss - całkiem zwyczajny szampon, krzywdy mi nie zrobił i ładnie pachniał.
2. L'Oreal Paris, Skin Perfection - recenzja tutaj. Mój absolutny ulubieniec, nie mogę się doczekać kiedy będą dostępne w Polsce
3. Yves Rocher, Waniliowy żel-peeling - recenzja tutaj. Mój ukochany żel o nietuzinkowym zapachu. Uwieeelbiam!
4. Ziaja, Krem do rąk z proteinami kaszmiru - całkiem przyjemny krem do rąk o bardzo niskiej cenie (3,99zł), niedługo pojawi się jego recenzja.
5. Rimmel, Stay matte - to już klasyk jeśli chodzi o blogosferę, a u mnie to już chyba z dziesiąte opakowanie, uwielbiam go i zawsze będę do niego wracać.
6. Maybelline, Dream Matte Powder - ten puder wydaje mi się że został już  wycofany, a szkoda, bo bardzo go lubiłam. Jednak jakbym miała wybór to zawsze kupiłabym ten z Rimmel.
7. Maybelline Babylips, Peach Kiss - recenzja całej kolekcji tutaj. Mój ulubiony z wszystkich kolorów i smaków.
8. Essie, Fiji - przyszedł czas na mój ulubiony lakier, po roku baaaardzo częstego używania niestety zgęstniał i muszę się z nim rozstać. Ale z pewnością kiedyś kupię ponownie!
9. Maybelline, Fit me - korektor, który niestety nie jest dostępny w Polsce, a szkoda. Jeden z najlepszych jaki miałam okazję stosować, jednak kolor był dobry dla mnie jedynie latem a jego data ważności już dawno się skończyła więc nie było sensu trzymać go dłużej..
10. Bourjouis, Healthy Mix - mój ulubiony podkład, kolejny produkt z którym ciężko mi się rozstać. Bardzo nawilżający i komfortowy na skórze, kolor 52 idealny dla mnie. Z pewnością do niego wrócę.
11. Yves Rocher, Jardins du Monde - recenzja tutaj. Bardzo lubię te żele i z pewnością do nich wrócę, ten zapach nie należy do mojej TOP3, ale był całkiem przyjemny.
12. The Body Shop, Glazed Apple Body Butter - idealny produkt do ciała na zimę, zapach był cudowny, jednak pod koniec opakowania miałam go już troszkę dosyć bo był bardzo intensywny i czasami duszący.

I to tyle. A Wam jak idzie zużywanie kosmetyków?
Też macie postanowienia noworoczne, aby ograniczyć ich kupowanie? Bo ja tak!
I muszę się pochwalić, że już od jakiegoś czasu całkiem dobrze mi to wychodzi :)

sobota, 3 stycznia 2015

L'Oreal | Skin Perfection | Krem + Serum.

Witam Was moje kochane w nowym roku! I przychodzę z recenzją do której zabierałam się tak długo, że oba produkty już właściwie zdążyłam zupełnie zużyć. Ale może to i lepiej, bo moja ocena, jest teraz kompletna i wiem, że nie zmienię zdania na ich temat.

Dostępność: Moje kosmetyki kupiłam w październiku we Włoszech, ponieważ miałam na nie oko już od ponad roku, a niestety w Polsce były niedostępne. Jednak jakiś czas temu widziałam informacje, że mają zostać wprowadzone do Polski, także pewnie styczeń/luty będą dostępne.
Cena: Moje kupiłam w strefie wolnocłowej za 20euro, natomiast w drogeriach kosztowały 25euro (za cały zestaw krem+serum). Więc przypuszczam, że u nas będą kosztować około 40-50zł za produkt.
Wydajność: Krem - 2 miesiące (2x dziennie), Serum - 3 miesiące (1x dziennie). Obu produktów raczej sobie nie żałowałam i nakładałam również na szyję.

L'Oreal Skin Perfection Krem
50 ml

Od producenta (moje tłumaczenie z angielskiego):
- skóra jest bardziej nawilżona, wydaje się delikatna, ujednolicona i jedwabista w dotyku,
- w 1. tydzień pory są widocznie zmniejszone,
- w 1. miesiąc skóra jest gładsza, bardziej wyrównana, 
- tekstura skóry jest zupełnie odmieniona (74% kobiet zauważyło różnicę).

Moim zdaniem:
Stosowałam go dwa razy dziennie (rano i wieczorem). Krem ma piękny słodko-kwiatowy zapach i konsystencję lekkiego musu, który błyskawicznie wchłania się w skórę. Jego kolor jest lekko różowawy co doskonale pasuje do zapachu i szaty graficznej. Wydaje mi się, że o opakowaniu nie trzeba pisać, L'Oreal według mnie równa się elegancja. Znakomicie sprawdza się jako baza pod makijaż. Wchłania się tak szybko, że nawet jeśli od razu zaaplikujemy podkład, to nie ma prawa się na nim zrolować. Dawał cudowne nawilżenie i ukojenie mojej lekko zmęczonej skórze. Dodatkowo jestem przekonana, że to dzięki niemu uchroniłam się przed suchymi skórkami tej zimy. Teraz, kiedy już się skończył, zaczynam zauważać suche miejsca na twarzy. Dodatkowo bardzo dobrze wpłynął na teksturę skóry i zmniejszył rumień na mojej wrażliwej buzi. Nie zauważyłam jedynie zmiany w wielkości porów/wągrów, ale tutaj szczerze powiedziawszy nie wydaje mi się, żeby jakikolwiek produkt zdziałał cuda. 


L'Oreal Skin Perfection Serum
30 ml

Od producenta (moje tłumaczenie z angielskiego):
- delikatniejsza skóra w 1. minutę, wygładzona i jedwabista w dotyku (83% kobiet potwierdza),
- w 1. tydzień pory widocznie zmniejszone (70% kobiet potwierdza),
- w 1. miesiąc skóra jest zupełnie odmieniona, jej jakość jest znacznie polepszona, ma zdrowy blask.

Moim zdaniem:
Serum stosowałam raz dziennie (wieczorem). Miało taki sam zapach jak krem, jednak bardziej wodnistą konsystencję, która wchłaniała się równie szybko. Również dawało uczucie nawilżenia, jednak po kilku minutach skóra była delikatnie ściągnięta i odczuwałam potrzebę nałożenia kremu nawilżającego. Gdy wieczorem nałożyłam Serum + Krem, to nawilżenie było znacznie bardziej intensywne i rano po obudzeniu nadal czułam je na skórze. Nie było to tłuste uczucie, lecz właśnie takie cudowne ukojenie i nawilżenie.  Niestety również nie zauważyłam zmiany jeśli chodzi o wielkość porów. 

Niestety ciężko mi stwierdzić który z nich tak na prawdę wpłynął tak pozytywnie na moją skórę, ponieważ oba kosmetyki stosowałam w tym samym czasie. Jednak zgadzam się z producentem, że skóra jest zupełnie odmieniona, aksamitna, delikatna i nawilżona. Krem był jednym z najprzyjemniejszych jaki miałam do tej pory okazje stosować, a serum z pewnością potęgowało jego siłę. Mogę je Wam ze szczerego serca polecić i zapewnić, że jak tylko pojawią się w Polsce to chętnie kupie je ponownie.