czwartek, 28 maja 2015

Nowości kosmetyczne maja | Pielęgnacja.

Hej, hej! Dziś przychodzę do Was z postem troszkę później niż zazwyczaj ale koniecznie chcę się pochwalić co nowego wpadło mi ostatnio w ręce podczas dużych promocji na pielęgnację w Rossmannie czy Super-Pharm.


W planach miałam tylko i wyłącznie zrobienie zapasu mojego ulubionego kremu Skin Perfection z L'Oreal, ale wyszło tak jak zawsze ... czytanie postów z Waszymi poradami co warto kupić przyczyniło się znowu do całkiem sporych zakupów. 


L'Oreal Paris Skin Perfection - póki co to mój ulubiony krem i nie szukam zastępców. To już mój czwarty słoiczek. Jeśli jesteście ciekawe to recenzję znajdziecie tutaj.
Bourjois Express Eye Makeup Remover - koniecznie potrzebowałam czegoś do demakijażu wodoodpornego, a więc chętnie sięgnęłam po tą nowość i póki co sprawuje się całkiem, całkiem.
Lirene ProVitaD Krem pod oczy z witaminą D - skończył mi się krem pod oczy a ten był jedynym Rossmanowym, który mnie zainteresował, zobaczymy co zdziała.
Nivea Peel Soft - stary dobry peeling z Nivea, miałam go już bardzo dawno temu i pamiętam, że byłam zadowolona, więc sięgnęłam po niego ze względu na bardzo niską cenę.
Dove Oxygen Moisture - bardzo popularna ostatnio nowość z Dove, użyłam go raz i muszę Wam powiedzieć, że jest totalny efekt WOW. Z pewnością możecie się spodziewać jego dłuższej recenzji w nadchodzącym miesiącu.
Dove Purely Pampering - mój ukochany żel pod prysznic, tym razem skusiłam się na wersję o zapachu pistacji, mniaaam!
Alterra Chusteczki do demakijażu - słyszałam o nich dużo dobrego, a że w promocji kosztowały niewiele ponad 2zł to wzięłam dwie paczki w ciemno.
Starazolin Hydro Balance - egzaminy na uczelni dają mi nieźle w kość i koniecznie potrzebowałam kropli do oczu, wzięłam najtańsze jakie były i już wiem, że są bardzo dobre :)

I to tyle. A Wy skusiłyście się na coś? 
Ja zazwyczaj staram się nie robić ogromnych zapasów, ale przed wakacjami jednak muszę się troszkę wyposażyć.

poniedziałek, 25 maja 2015

L'Oreal Paris | Ideal Glow | Peeling Rozświetlający.

Hej! Dziś chcę Wam po raz kolejny opowiedzieć o kosmetyku do pielęgnacji z L'Oreal. Jeśli czasem zaglądacie na mojego bloga to wiecie, że bardzo chwalę sobie ich płyny do do mycia twarzy (recenzja), to też idąc za ciosem pokusiłam się o peeling z serii Ideal Glow. I czy faktycznie moja buzia stała się bardziej świetlista?


Cena: 17zł/150ml
Dostępność: Rossmann, Hebe, Super-Pharm
Wydajność: Przy codziennym stosowaniu ok. 5-6 miesięcy
Opakowanie: Wygodna tuba z zamknięciem na klik. Dodatkowo nic się z niej nie zmywa ani nie niszczy jeśli trzymamy ją pod prysznicem. Bez problemu możemy dozować ilość kosmetyku i wydobyć go do ostatniej kropli.



Zapach: Baaaardzo przyjemny, świeży, cytrusowy. Coś pomiędzy pomarańczą a nektarynką, przywołuje wakacyjne skojarzenia i idealnie pasuje do szaty graficznej kosmetyku.
Konsystencja: Rzadka, jak dla mnie odrobinę zbyt rzadka, ponieważ ucieka między palcami. Bardzo dobrze się pieni. Drobinki peelingujące są bardzo małe i jest ich niewiele, co dla wielu osób może być minusem. Jednak przy mojej delikatnej cerze skłonnej do podrażnień, jest to idealne rozwiązanie.


Moja opinia: Moje wymagania wobec peelingów są zazwyczaj zupełnie odwrotne niż u większości osób, ponieważ nie przepadam za mocnymi zdzierakami. Moja delikatna cera nie reaguje na takie dobrze, a peelingów enzymatycznych nie cierpię, dlatego szukałam czegoś bardzo delikatnego. Producent zaleca stosowanie peelingu z serii Ideal Glow nawet codziennie, co dało mi do myślenia. Hmm, czyli nie będzie aż tak agresywny jak większość! Dodatkowo skusiła mnie całkiem pokaźna tuba i pozytywne doświadczenie z płynami tej firmy. Malutkie drobinki sprawiają, że moja skóra jest delikatna, a przy tym nie podrażniają jej. Stosuję go co drugi dzień i jestem bardzo zadowolona z rezultatów. Skóra jest zdecydowanie lepiej oczyszczona, a kosmetyki zaaplikowane po nim mają znacznie lepsze działanie. Buzia jest aksamitna w dotyku, a jej tekstura wyrównana. Jedynym minusikiem jest rzadka konsystencja, przez którą kilka razy drobinki wpadły mi do oczu, co nie jest najprzyjemniejszym przeżyciem :( Kolejnym razem już bardzo uważałam, ale niestety zdarzyło mi się to ponownie. Więc ostrzegam Was, bądźcie uważne! Za to bardzo lubię go za zapach i fakt, że pieni się jak zwykły żel do twarzy. Skóra jest zdecydowanie gładsza no i chyba faktycznie możemy powiedzieć tutaj o jakimś blasku. Ale tutaj już mnie nie cytujcie, ponieważ nie wiem czy jakikolwiek kosmetyk pielęgnacyjny może dodać nam blasku ;) Jednak ostatecznie L'Oreal ponownie mnie nie zawiódł i mogę z pewnością polecić Wam ten peeling, o ile nie szukacie bardzo mocnego zdzieraka.

A Wy wypróbowałyście tą serię?
Też lubicie kosmetyki L'Oreal tak jak ja?

czwartek, 21 maja 2015

The Body Shop | Tea Tree Pore Minimiser | Minimalizator porów.

Hej! Do The Body Shop zaglądam bardzo często, jednak zazwyczaj wychodzę z pustymi rękoma, ponieważ ceny są odrobinę zbyt wysokie jak na moją studencką kieszeń. Na ich bazy pod makijaż twarzy czaiłam się już dosyć długo, więc wreszcie się skusiłam. Dziś, po kilku miesiącach używania, mogę już Wam o niej trochę opowiedzieć.


Dostępność: salony The Body Shop
Cena: 39zł/30ml
Zastosowanie: Bazę powinno nakładać się na krem, przed aplikacją podkładu czy innych kosmetyków kolorowych, aby przedłużyć trwałość makijażu. Dodatkowo seria Tea Tree (drzewo herbaciane), jest przeznaczona dla osób borykających się z różnymi niedoskonałościami, jak m.in. rozszerzone pory czy trądzik.


Konsystencja: Silikonowa, która bardzo szybko się wchłania. Baza jest bezbarwna, a po jej zaaplikowaniu odczuwamy przyjemny chłód i ukojenie. Kosmetyk jest też bardzo wydajny.
Opakowanie: Bardzo podoba mi się estetycznie, proste i poręczne. Tubka jest bardzo cienka przez co wszędzie ją ze sobą zabierzemy. Kosmetyk z łatwością można z niej wycisnąć w pożądanej przez nas ilości.
Zapach: Tutaj niestety ja mam problem. Zapach drzewa herbacianego jest niestety bardzo intensywny. Jest to aromat dość naturalny, więc niektórym osobom może on przypaść do gustu. Natomiast mi kojarzy się on z silnymi nawozami, czy nawet zapachem farby. Dlatego podczas aplikacji staram się jak mogę, aby nie oddychać. Ale z kolei mój chłopak bardzo lubi ten zapach... Także tylko Was ostrzegam, jeśli nie znacie tego zapachu, to powąchajcie kosmetyki z tej serii The Body Shop zanim się na nie zdecydujecie ;)



Moja opinia: Producent na opakowaniu obiecuje, że pory będą wyglądać na mniejsze, skóra będzie wygładzona i zmatowiona. Z większością tych obietnic jak najbardziej się zgadzam. Podkład dużo łatwiej mi się rozprowadza na skórze z tą bazą, efekt który uzyskuję jest też bardziej jednolity i faktycznie skóra wygląda na wygładzoną. Jeśli chodzi o zmatowienie, również jestem bardzo zadowolona z efektu jaki daje, dodatkowo przedłuża trwałość makijażu o kilka godzin. Skóra nie błyszczy się w strefie T znacznie dłużej w porównaniu do dni kiedy go nie stosuję. Niestety jeśli chodzi o obietnicę zminimalizowania wyglądu porów muszę się nie zgodzić z producentem. Moje pory są niestety dość pokaźne i ta baza zupełnie sobie z nimi nie poradziła. W porównaniu ze słynnym POREfessional z Benefit, niestety kosmetyk z The Body Shop wypada bardzo słabo, i jeśli ta właściwość najbardziej Was interesuje to jednak proponowałabym poszukać czegoś innego. No i ostatnia sprawa, niestety może on przesuszać skórę. Przekonałam się o tym tej zimy, kiedy stosowałam go niemal codziennie a na moim nosie pojawiać się zaczęły płaty suchej skóry. Szybko znalazłam sprawcę tego problemu. Dlatego teraz stosuję go tylko na większe wyjścia lub dni kiedy wiem, że będę poza domem wiele godzin i potrzebuję aby trwałość mojego makijażu była przedłużona. Jednak podsumowując jestem jak najbardziej zadowolona, być może nie był to najtańszy produkt, ale z moją częstotliwością używania i jego wydajnością myślę, że może mi wystarczyć nawet na rok. Pomimo kilku swoich wad, ostatecznie bardzo poprawia ogólny wygląd makijażu i mogę go Wam polecić jeśli szukacie produktu, który przedłuży trwałość i pomoże w matowieniu skóry.

A Wy używacie baz pod makijaż?
Jaką możecie mi polecić na przyszłość?

poniedziałek, 18 maja 2015

Yves Rocher | 13. Fushia

Hej! Dzisiaj chcę Wam zaprezentować lakier do paznokci z Yves Rocher, który dostałam jako prezent do moich zakupów już jakiś czas temu i muszę przyznać, że jego kolor baardzo przypadł mi do gustu.


Ta słodka mała buteleczka, mieści w sobie jedynie 3ml lakieru, jednak niech Was to nie zwiedzie, ponieważ jest on bardzo wydajny. Myślę, że spokojnie można nim zmalować ponad 10 manikiurów. Często można dorwać je właśnie jako prezent do zakupów, a jeśli jesteście bardzo nim zainteresowane to koszt takiego maleństwa to 9,90zł w salonach Yves Rocher, lub na ich stronie internetowej. Co do formuły, jest ona bardzo rzadka, taka jaką lubię, jednak na paznokciach nie utrzymuje się zbyt długo. Trzy dni przyzwoitego wyglądu naszych pazurków to chyba maks co możemy wyciągnąć z tego lakieru. Tak czy inaczej, ja bardzo polubiłam się z tym maleństwem, bo uważam, że kolor jest świetny na każdą porę roku, i na jesień i na lato. W każdym świetle wygląda inaczej, raz jest tytułową fuksją, raz czerwienią, a kiedy indziej maliną czy neonowym różem. Nie ułatwiło mi to życia podczas cykania zdjęć na bloga ;) Ale mam nadzieję, że chociaż w jakimś stopniu oddałam jego urok. 






I jak Wam się podoba?
Proszę wybaczcie stan moich skórek, ale ostatnio chyba za bardzo chwaliłam wygląd moich paznokci i teraz mam za swoje.

sobota, 16 maja 2015

Moja kolekcja | Duże palety cieni do powiek.

Hej! Dziś będzie post małej chwalipięty, czyli pokaże Wam co fajnego mam w swoich zbiorach kosmetycznych. A konkretnie, jakie duże palety są w moich make-up'owych szufladkach ;)


Dużych palet z cieniami mam 4 i wydaje mi się, że jest to idealna ilość. Nie jest to za mało, ponieważ z pewnością z jedną też bym przeżyła. Ale też nie jest to za dużo, bo niektóre dziewczyny mają znacznie bardziej pokaźne kolekcje. Biorąc pod uwagę, że cienie do powiek to moja ulubiona dziedzina kosmetyków kolorowych, to jestem z siebie nawet dumna że jest tych palet tylko tyle. 

Dziś pokażę Wam tylko jak wyglądają te paletki, a jeśli chciałybyście przeczytać o nich coś więcej, lub zobaczyć swatche, to koniecznie dajcie znać, bardzo chętnie się za to zabiorę. 

1. Sleek "Au Naturel" - moja pierwsza paleta. Uwielbiam ją zwłaszcza za matowe odcienie i chętnie używam jej na co dzień. Możecie zauważyć, że zużycie jest już całkiem, całkiem spore ;)



2. Sleek "Storm" - jeden z nowszych nabytków. Kupiłam ją przede wszystkim po to, aby wprowadzić do mojego makijażu odrobinę koloru, róże, zielenie czy granaty nie są kolorami, które używam codziennie, dlatego jest to najmniej używana przeze mnie paleta.



3. Urban Decay "Naked 2" - moja ukochana paleta. Śniłam i marzyłam o niej długo, aż w końcu dorwałam ją w czasie wakacji we Włoszech zeszłego lata. Używam ją niemal codziennie a zużycia zupełnie nie widać! Można z niej wyczarować też niesamowite wieczorowe make-upy, ahh, cudo!



4. Inglot "Freedom System" - niedawno udało mi się skompletować moją dziesiątkę Inglota i jestem totalnie zakochana. Z pewnością posłuży mi ona baaardzo długo. Post ze swatch'ami i numerami kolorów pojawił się na blogu w zeszłym miesiącu. >>klik<<



A Wy ile macie dużych palet? 
A może wolicie pojedyncze cienie lub małe paletki?

środa, 13 maja 2015

Yves Rocher | Hydra vegetal | Maseczka intensywnie nawilżająca.

Ostatnio chwaliłam się moimi łupami kolorówkowymi, a więc dziś dla odmiany post będzie pielęgnacyjny. Opowiem Wam trochę o maseczce nawilżającej, którą kupiłam w lipcu lub sierpniu zeszłego roku, a więc zdecydowanie miałam już sporo czasu, żeby się z nią dobrze zapoznać i wyrobić sobie o niej zdanie. Jeśli jesteście ciekawe jaki jest ostateczny werdykt, to zapraszam dalej.


Dostępność: Salony Yves Rocher, strona internetowa
Cena: 39,00zł
Pojemność: 75ml


Opakowanie: Bardzo zgrabne, estetyczne, minimalistyczne i przyjemne dla oka. Również bardzo praktyczne, wyciśniemy z niego cały produkt do ostatniej kropli, gdyż buteleczka jest wykonana z miękkiego plastiku. Dodatkowo zamknięcie na klik jest bardzo wygodne. Nie mam nic do zarzucenia.
Zapach: Przepiękny. Delikatny, kojarzący się ze spa, lekko ogórkowy, świeży. Moim zdaniem wszystkim przypadnie do gustu. 
Konsystencja: Lekka, nie zastygająca. Przypominająca krem - żel.


Stosowanie: Tutaj Yves Rocher mnie zaciekawiło, ponieważ pani ekspedientka powiedziała, że mogę tej maseczki zupełnie nie zmywać i pozostawić na całą noc na buzi. Wydaje mi się to troszkę dziwne, bo jak niby spać w maseczce? Potraktować ją jako krem? Więc nie wypróbowałam tej metody i stosowałam według zaleceń na buteleczce. Kilka słów od producenta jak i skład możecie zobaczyć na zdjęciach poniżej.



Moja opinia: To, że jestem ogromną fanką Yves Rocher chyba widać często. Co i rusz na blogu pojawiają się chwalebne posty o ich produktach do pielęgnacji ciała czy twarzy. Kiedy więc wypuścili tą maseczkę jako nowość w trakcie zeszłych wakacji, czym prędzej popędziłam do salonu, żeby ją kupić. Dodatkowo obowiązywała wtedy promocja i udało mi się ją kupić ze zniżką -50%, co bardzo mnie cieszyło, bo jednak 39zł to troszkę dużo jak za taki gadżet. Początkowo byłam z niej bardzo zadowolona, jednak podczas wakacji moja skóra jest naturalnie mieszana, w kierunku tłustej i nie brak jej nawilżenia. Na jakiś czas więc wtedy o niej zapomniałam i powróciłam do niej w trakcie zimy, kiedy zaczęły pojawiać się suche skórki a mojej buzi brakowało nawilżenia i życia. I wtedy okazało się, że produkt ten cudów jeśli chodzi o nawilżenie nie czyni. Stosowałam ją według zaleceń producenta około dwa miesiące i zupełnie nie pomogło to mojej przesuszonej buzi. Dawała mi tylko chwilowe ukojenie, kiedy relaksowałam się z nią na twarzy. Jednak po zmyciu nie czułam różnicy, skóra nadal była sucha i aby coś zaradzić musiałam ją odstawić i poszukać innych kosmetyków, które pomogły mi z tym problemem. 

A więc ostatecznie nie polecam tej maski. Uważam, że są na rynku znacznie lepsze produkty, za niższą cenę. Mówię to z przykrością, bo Yves Rocher, jako markę, bardzo lubię, jednak ta maseczka okazała się stratą pieniędzy i nie sprawdziła się w swoim głównym zastosowaniu, czyli w nawilżaniu.

A Wy używałyście tą maseczkę? 
Lubicie Yves Rocher i serię Hydra vegetal?


niedziela, 10 maja 2015

Co upolowałam w Rossmannie? Podsumowanie promocji -49%.

Dziś podzielę się z Wami moimi zakupami z Rossmanna, nie ma ich zbyt wiele, ale tym bardziej chcę pokazać co było aż tak kuszące, że musiałam to mieć! Od zakupów kolorówkowych w drogeriach od pewnego czasu stronię, bo moja kolekcja jest całkiem spora, więc pozwalam sobie na małe szaleństwo tylko w trakcie takich promocji. 


W pierwszym tygodniu, skusiłam się tylko na korektor Astor Perfect Stay 24h w kolorze 002 Sand. Był tak chwalony na youtube, że ciężko było się oprzeć. Do tej pory wypróbowałam go tylko raz i póki co nie jestem zadowolona, ale z pewnością przyjrzę mu się lepiej jak skończy mi się mój aktualny korektor.


W drugim tygodniu już troszkę zaszalałam, ale tylko z maskarami. Kupiłam dwie od Maybelline, Lash Sensational i Mega Plush, którą chciałam wypróbować już od dawna. No i stary dobry tusz Curling Pump up Mascara z Lovely. Wszystkie grzecznie czekają teraz w zapasach na swoją kolejkę ;)


Jeśli widziałyście mojego ostatniego posta, to dobrze wiecie, że z pewnością nie potrzebuję nowych pomadek. Pokusa była ogromna, ale byłam grzeczna i nie kupiłam ani jednej. Ale lakiery to już inna sprawa. Bardzo lubię kolory i formułę tych z L'Oreal, jednak cena regularna 24zł to dla mnie zbyt dużo, dlatego chętnie skorzystałam z promocji. Te dwa cukiereczki są w kolorach 850 Lemon Meringue oraz 201 Rose Paradis. Z pewnością pokażę Wam je w przyszłości na moich pazurkach, także jeśli jesteście ciekawe to bądźcie czujne ;)


I to tylko tyle, lub aż tyle, jak kto woli ;) 
A u Was jak z tymi promocjami? 
Jesteście twarde i nieugięte czy dałyście się ponieść?

środa, 6 maja 2015

TAG: Opowiedz nam o swoich pomadkach.

Blog ma już prawie rok, a jeszcze nie doczekał się swojego pierwszego Tagu. No to chyba pora to zmienić! Ten wyjątkowo bardzo przypadł mi do gustu, bo z całych moich zbiorów pomadki i cienie do powiek to właśnie moi ulubieńcy. No to zabieram się za opowiadanie!



1. Ile pomadek posiadasz?
W sumie 23 (15 tradycyjnych szminek, 1 błyszczyk, 3 szminki w płynie i 4 w formie grubej kredki). Dodatkowo mam też 3 konturówki, ale to chyba się nie liczy ;)

2. Twoja pierwsza pomadka.
Bardzo nie trafiona czerwień z Inglota. Pokazywałam ją tutaj i niestety musiałam zupełnie nie używaną wyrzucić :(

3. Ulubiony producent pomadki.
Maybelline i Golden Rose.

4. Najczęściej noszona pomadka.
Maybelline Color Whisper w kolorze "220 Lust for Blush". Niestety niedawno wycofana z sprzedaży ;(


5. Ulubione wykończenie pomadek.
Delikatne, półtransparentne. Takie jak seria Color Whisper z Maybelline, czy grube kredki z Revlonu.

6. Ostatnia pomadka jaką kupiłaś.
Wibo Glosssy Temptation w kolorze "5"


7. Ile produktów do ust masz obecnie w swojej torebce.
O dziwo ani jednego. Ale zazwyczaj noszę jedną lub dwie pomadki.

8. Ulubiona czerwona pomadka.
IsaDora w kolorze "47 summer red". Miniaturka trafiła mi się w Glossybox i bardzo przypadła mi do gustu.


9. Jak przechowujesz swoje pomadki?
W akrylowych szufladkach z Muji.



10. O zakupie jakiej pomadki teraz myślisz?
Mac w kolorze "Creme Cup" jest numerem 1 na mojej wishliście, ale czekam aż zużyję choć jedną pomadkę, ponieważ nie chcę mieć ich zbyt wiele na raz i ryzykować, że się zmarnują!

I to tyle jeśli chodzi o mnie. Jeśli pisałyście o swoich pomadkach to koniecznie dajcie link do Waszych odpowiedzi. A jeśli nie, to taguję Was do napisania! ;)

czwartek, 23 kwietnia 2015

Popularne drogeryjne podkłady | Porównanie odcieni.

Już jutro rozpoczynają się wielkie promocje w Rossmannie. Pomyślałam sobie, że nie koniecznie chcę pokazać moje rekomendacje kosmetyczne, bo pewnie same najlepiej wiecie co chcecie upolować ;) W zamian za to, przygotowałam swatche dość popularnych drogeryjnych podkładów. Być może pomoże to Wam w doborze koloru, bo chyba dla nikogo nie jest to prostym zadaniem.


W roli głównej występują dziś:
Bourjois "123 Perfect" w kolorze 31 Ivory
Maybelline "Affinitone" w kolorze 03 Light Sand Beige
Bourjois "Healthy Mix" w kolorze 52 Vanilla 
Rimmel "Match Perfection" w kolorze 200 Soft Beige

Jeśli jesteście zainteresowane dokładną recenzją i zdjęciami któregoś z nich w akcji to dajcie znać, bardzo chętnie się do czegoś takiego zabiorę ;) Jednak wydaje mi się, że są na tyle popularne, że moje zdanie nie wniesie tutaj już zbyt wiele. 



I to tyle na dziś. 
Dajcie koniecznie znać, czy planujecie kupić któryś z tych podkładów na promocji! 
Ja w pierwszym tygodniu planuję tylko zakup korektora z Astor'a, ale zobaczymy czy się nie ugnę ;)

niedziela, 19 kwietnia 2015

Balsamy do ust | Porównanie.

Balsamy, balsamiki. Która z nas nie ma ich całego miliona poupychanego po każdym kącie mieszkania, w torebkach, kieszeni? Nawet dziewczyny, które nie mają totalnego bzika na punkcie kosmetyków nigdy się z nimi nie rozstają. A oto moja mała kolekcja i kilka słów o tych, które mam aktualnie.


Proszę miejcie na uwadze, że moje usta należą do bardzo wymagających, są wiecznie przesuszone i do tej pory nie znalazłam jeszcze dla nich "ratunku". Każdy z tych produktów jest na swój sposób przyjemny, jednak nie mogę powiedzieć, że wybawiły one moje usta.


Nivea Lip Butter - piękny zapach, przypomina mi wakacje i lepienie pierogów z jagodami :) Moim ustom daje największą ulgę spośród tego grona, jednak na dłuższą metę niestety nie pomaga walczyć z problemem. Jest to już mój czwarty egzemplarz, wszystkie inne zapachy też były przecudne, jednak chyba już więcej się na tą serię nie zdecyduję, bo muszę wreszcie odnaleźć coś co pomoże mi w 100%.

Nivea Sun Protect SPF 30 - kupiony w zeszłym roku na tropikalny wyjazd za granicę. Sprawdził się idealnie, nie spaliłam ust na raka wygrzewając się na słońcu, pomadka jest wodoodporna i bezzapachowa. Jednak jeśli chodzi o nawilżanie ust to nie robi zupełnie nic, staram się ją zużyć, ponieważ produkty z filtrem słonecznym są ważne tylko przez rok od otworzenia, jednak wydaje mi się że bardziej szkodzi moim ustom aniżeli pomaga.

Maybelline Babylips - to już moja ostatnia babylips z całej kolekcji, recenzja całej serii tutaj. Ślicznie pachnie hubbą bubbą, jednak moim spierzchniętym ustom nie pomaga nic a nic :(

Blistex Lip Relief Cream - bardzo polecany na youtube swojego czasu, niestety również mi nie pomógł. Maź o miętowym zapachu, która daje tylko chwilowe uczucie ulgi. Dodatkowo wygląda bardzo nieestetycznie, więc radzę stosować tylko w domu.

I to tyle o mojej małej kolekcji. 
Jeśli macie jakiegoś ulubieńca wśród balsamów, który działa cuda, to bardzo proszę dajcie znać
Rozważam ten z Clarinsa, który Maxineczka wychwala pod niebiosa, jednak cena (69zł) troszkę mnie odstrasza.

czwartek, 16 kwietnia 2015

Moje cienie Inglot Freedom System | Przegląd kolorów.

Dzisiaj mam dla Was posta, które sama uwielbiam przeglądać u innych osób. Wypełnione Inglotowe paletki mają w sobie coś takiego, że odczuwam pewną satysfakcje i radość z patrzenia na nie. Powiedzcie błagam, że to nie jest jakaś dziwna przypadłość i Wy też tak macie!


Skompletowanie tej piękności zajęło mi dobre kilka miesięcy, ale jestem mega zadowolona i wiem, że posłuży mi na długie lata. Jeden rząd jest perłowy, a drugi matowy. I jak pewnie możecie zauważyć jest to raczej neutralna paletka na co dzień, no może poza dwoma ostatnimi kolorami, ale wpadły mi w oko i coś czuję, że też będę z nich często korzystać.




O jakości cieni nie chcę się tutaj rozpisywać, bo nie o to w tym poście chodzi, a poza tym wszyscy już chyba znają i kochają naszego starego poczciwego Inglota ;) 

I co o niej sądzicie? Ja jestem zakochana!
Też macie taką Inglotówkę? Jeśli chwaliłyście się nią na swoich blogach to koniecznie zostawcie linka, baaardzo chętnie rzucę okiem na Wasze wybory!

piątek, 10 kwietnia 2015

Wróciłam! | Inglot 718 - Mój ideał wśród różowych lakierów.

Chyba się mnie tutaj dziś nikt nie spodziewał, ale oto wracam ;) Zniknęłam z bloga na dobre dwa miesiące, straciłam inspirację i motywację do pisania postów i zrobiłam się też troszkę leniwa muszę przyznać. Ale po tak długiej przerwie moje akumulatory są już naładowane zupełnie a słoneczko za oknem inspiruje do robienia dużej ilości zdjęć i dzieleniem się na nowo moimi kosmetycznymi odkryciami! Dlatego mam nadzieję, że szybko nadrobię tą nieobecność i więcej się to nie przydarzy.


A dzisiaj chcę się z Wami podzielić moim ideałem jeśli chodzi o różowe lakiery. Ni to neon, ni to pastel, ni to barbie pink. Ma w sobie odrobinę wszystkiego i za to go właśnie uwielbiam.



Formuła Inglota jest w mojej TOP3 jesli chodzi o lakiery do paznokci. Jest dość rzadka, łatwo się rozprowadza, nie gęstnieje, długo wytrzymuje na paznokciach (u mnie nawet powyżej 5. dni). Jedyny minus to tutaj fakt, że jest to wykończenie matowe, co zupełnie przeoczyłam kupując go.. A w takich wiosenno-letnich kolorach nie lubię takiego wykończenia, więc zawsze kryję go błyszczącym Top Coatem i wtedy jest już tak jak lubię najbardziej. Cena tego gagatka to około 20zł, ale mamy tu aż 15ml, co w świecie lakierowym jest całkiem sporą ilością. A za taką jakość i wybór kolorów jestem jak najbardziej w stanie zapłacić taką cenę ;)

No ale co ja Wam będę tutaj nudzić, zobaczcie same na zdjęciach i oceńcie czy nie jest cudny?