niedziela, 28 września 2014

Ulubieńcy miesiąca | Wrzesień 2014.

Wrzesień dobiega końca czyli czas na mój ulubiony post, ulubieńców! Ten miesiąc był dla mnie tak pracowity, że w sumie to jestem zadowolona, że się już skończył. W ciągu najbliższych dni czeka mnie przeprowadzka i pierwsze zajęcia na studiach magisterskich, jestem mega podekscytowana! No ale nic, ulubieńcy!


Essie 'Bahama mama' - świetny kolor przejściowy, idealny na początek jesieni. Gościł na moich paznokciach dosyć często w tym miesiącu, tylko ubolewam nad faktem, że nie wytrzymuje na paznokciach tak długo jak Fiji. Jego trwałość jest jak u standardowego lakieru, 3-4 dni. No ale kolor jest tak wyjątkowy, że mu to wybaczam.


Cienie do powiek Inglot (kolory: 393 i 337) - bardzo delikatne kolory, które są idealne na co dzień. Kiedy rankami w tym miesiącu nie miałam czasu zastanawiać się nad makijażem, nakładałam ten duet i miałam pewność, że wytrzyma na moich powiekach nawet te 11h, które czasem byłam poza domem. Jakość cieni Inglota jest jednak nie do pobicia.


Catrice - 070 Mud Spencer & Coralle Hill - o tej paletce pisałam więcej tutaj. Po tych wakacyjnych upałach tęskniło mi się strasznie za cieniami do powiek. Także we wrześniu oscylowałam non stop między paletką Inglot a tą.


Flos-Lek Żel do powiek i pod oczy ze świetlikiem i herbatą - o nim szykuję dłuższą recenzję, ale po miesiącu używania zdecydowanie musi trafić do ulubieńców. Przez wstawanie wcześnie rano moje oczy były strasznie spuchnięte i w poszukiwaniu ratunku kupiłam mój pierwszy w życiu krem pod oczy. Przyniósł mi niesamowitą ulgę i teraz już nie wyobrażam sobie mojej pielęgnacji bez niego.


Nivea Lip Butter Raspberry Rose - te masełka uwielbiam już od dawna, dopiero co wykończyłam dwa inne słoiczki i zasłużyłam sobie na zupełnie nowy. Ile szczęścia daje taki pełny, nowiutki egzemplarz! Na dodatek pachnie jak mamba i świetnie sprawdza się w pielęgnacji ust tymi coraz zimniejszymi dniami. 


I to tyle. A co było Waszymi ulubieńcami we wrześniu? 
Też wracacie na uczelnie w tym tygodniu?:)

czwartek, 25 września 2014

Yves Rocher | Intensywnie odżywiający krem do rąk.

O tym, że jestem ogromną fanką Yves Rocher wiadomo nie od dziś! Dlatego przy okazji ogromnych zakupów w tym sklepie, kiedy uzupełniłam moje zapasy z praktycznie każdej dziedziny pielęgnacji,  stwierdziłam,  że sięgnę też po ich krem do rąk.  Czy okazał się strzałem w dziesiątkę czy być może jest to po prostu krem jak krem? 


Cena: 17,90zł 
Pojemność: 50ml
Opakowanie: Wizualnie jak zwykle jest bardzo ładne, jednak jeśli chodzi o funkcjonalność jest troszkę gorzej. Po pierwsze: stosunek ceny do pojemności jest raczej niekorzystny,  a więc nasze oczekiwania co do kosmetyku rosną. Po drugie, tubka jest wykonana z grubego plastiku i mniej więcej w połowie użytkowania wydobycie kremu staje się niemożliwe - jedyne wyjście to przeciąć (miałam też kosmetyki do stóp z YR i mają one ten sam problem). Jednak plusem jest bez wątpienia fakt, że jest to świetny rozmiar, który możemy wrzucić do torebki, a zamknięcie na klik bardzo ułatwia nam życie.


Zapach: Przypuszczam,  że jest to zapach arniki,  której obecnością w składzie chwali się producent. Jednak nie mam pojęcia jak arnika pachnie, a mi osobiście przypomina to bardziej zapach miodu w kosmetykach, coś jak pomadka miodowo - mleczna z Nivea. Może wyczuwam też zapach kwiatu słonecznika, a może to tylko siła sugestii poprzez kwiat widniejący na opakowaniu.
Konsystencja: Bardzo gęsta i treściwa. Pozostawia lepką powłokę na dłoniach przez około minutę. 

 

Skład:  Tutaj nie jestem fachowcem, więc zostawiam to waszej analizie,  jednak wydaje mi się, że gliceryna jako druga w składzie może nie spodobać się wielu osobom. Chociaż uwaga, znalazłam informację, że jest ona w 100% pochodzenia roślinnego, czy to coś zmienia?
                             

Moje odczucia: Czyli chyba to co Was najbardziej interesuje ;) Kupiłam go w promocji -40%, inaczej nie mogłabym przeboleć takiej kwoty wydanej na zwykły krem. Jest on w porządku, jednak nie robi nic niesamowitego dla moich dłoni. Jeśli umyję ręce, powiedzmy dwukrotnie, nawilżenie totalnie znika i muszę go zaaplikować ponownie. Nie mogę przekonać się do jego zapachu i za opakowaniem też nie szaleję.  Kupiłam go, aby nosić w torebce, a kiedy już będę musiała go przeciąć to niestety już w tej roli mi się nie sprawdzi. No i ostatecznie jest to po prostu krem jak krem, dlatego następnym razem zdecydowanie kupię coś w niższej cenie.

niedziela, 21 września 2014

Niewielkie zakupy w Inglocie.

Hej! Dzisiaj chciałabym się Wam pochwalić zakupami, które zrobiłam w ten piątek, zaraz po wypłacie, w Inglocie. Może nie jest to największy haul na świecie, ale do każdej z tych rzeczy przymierzałam się już jakiś czas i cieszę się, że wreszcie je mam!


Z zakupem zalotki nosiłam się już chyba z rok. Moje rzęsy w ostatnim czasie prezentują się tragicznie i mam nadzieję, że to ustrojstwo trochę mi dopomoże w ulepszeniu ich wyglądu. Jakiś czas temu w poście z denkiem zapytałam Was o radę, ponieważ nie miałam pojęcia gdzie mogę kupić w miarę porządną zalotkę i wtedy Monika poradziła mi Inglot. Żeby się upewnić poczytałam jeszcze recenzje na wizażu i decyzja zapadła! :)





Wokół tego rozświetlającego pudru HD również chodziłam już dłuższy czas. Od kiedy digitalgirl zrobiła jego test na żywo na YT marzył mi się ten gagatek. Jednak zawsze schodził u mnie na drugi plan i dodatkowo cena jak dla mnie była zbyt wysoka. Spośród dostępnych kolorów Pani Inglocianka pomogła mi wybrać ten, który był najbardziej żółty i miał w sobie bardzo malutkie rozświetlające drobinki. Nie mogę się doczekać kiedy się zabiorę do jego używania! :)





I na koniec coś co miałam już wcześniej, czyli bibułki matujące. Według mnie ich cena to zdecydowane przegięcie dlatego zawsze kupuję je przy okazji innych zakupów w Inglot, ponieważ wtedy możemy dostać je taniej (przy zakupach powyżej 50zł możemy je dostać za 14zł zamiast 22)



I mój rachuneczek. Trochę mnie zabolał, bo za te trzy gadżety mogłabym mieć szminkę z Mac'a, ale co zrobić! ;p Dodatkowo mam wrażenie, że w Inglocie ceny są coraz wyższe. Wydaje mi się, że te bibułki kiedyś kosztowały 20zł i można było je dostać w promocji za 10. Ale mogę się mylić! A jeśli chodzi o pojedyncze cienie to ja mam jakąś sklerozę czy one jeszcze niedawno kosztowały 13zł a teraz kosztują już 14? Tak czy inaczej uwielbiam tą markę, ale niech już lepiej nie przesadzają z tymi cenami!


P.S. Planuję jeszcze zakup pędzelków do makijażu oczu przez internet. Możecie mi polecić najlepszy pędzel do blendowania i najlepszy pencil brush? Zastanawiam się pomiędzy Zoevą, Maestro i Hakuro póki co. Z góry dziękuję i całuję!

piątek, 19 września 2014

Biedronkowa pielęgnacja stóp.

Lato po mału dobiega końca, dla wielu z Was pewnie oznacza to, że pielęgnacja stóp odchodzi w zapomnienie. Niestety nie u mnie. Moje stopy ciągle wymagają dopieszczania ich kremikami, peelingami itd. A więc, aby zaoszczędzić sięgnełam po kosmetyki z naszej ulubionej drogerii osiedlowej - biedronki :)


Oba produkty z Bebeauty możemy dorwać w bardzo zachęcającej cenie 2,99zł. Za taką wydajność jest to według mnie najlepsza oferta na rynku, ponieważ balsam do stóp spokojnie starczy nam na miesiąc,  a peeling nawet trzykrotnie dłużej.  Buteleczki są o pojemności 75ml


Dodatkowo ich opakowanie jest bardzo przemyślane i wygodne. Wszystkie napisy znajdują się na plastiku a nie na naklejkach, które mogłyby zniknąć podczas używania peelingu pod prysznicem. Plastik z którego są wykonane jest bardzo mięciutki dzięki czemu z łatwością wydostaniemy sto procent kosmetyku bez konieczności rozcinania opakowania. Mamy też przyjazne zamknięcia na klik, dla takich ślamazar jak ja, które zupełnie nie radzą sobie z zakrętkami po użyciu kremu, czy jeszcze gorzej, pod prysznicem!


Konsystencją oba produkty są bardzo do siebie zbliżone . Balsam do stóp to raczej rzadka maź, która bardzo szybko się wchłania (za takimi przepadam najbardziej). Peeling też bardzo przyjemnie się używa, nie jest zbyt rzadki jeśli miałoby was to martwić.  Natomiast granulki peelingujące są dosyć małe,  co doskonale widać na zdjęciu. 


Podsumowując:

Balsam do stóp (intensywnie nawilżający) - to całkiem niezły kosmetyk, do którego z pewnością będę wracać.  Faktycznie daje uczucie nawilżenia i swoją konsystencją przypomina typowy balsam do ciała. Ma też bardzo ładny odświeżający zapach, taka trochę sztuczna cytrynka, ale mi bardzo odpowiada! Za taką cenę nie ma się co zastanawiać tylko wypróbujcie same! Oczywiście cudów on nie zdziała, bo nie jest to bardzo bogaty krem, ale do codziennej pielęgnacji kiedy chcemy nałożyć na skórę cokolwiek byle tylko jak najszybciej się wchłoneło, jest to najlepsze rozwiązanie:)

Peeling do stóp (usuwa zrogowacenia i zgrubienia naskórka) - ten kosmetyk też równie przyjemnie mi się stosowało, jednak nie sądzę abym miała do niego wrócić.  Nie czułam żeby zrobił cokolwiek dobrego dla moich stóp.  Nie miał żadnych większych minusów, dodatkowo niska cena i brak zapachu zachęcają żeby chociaż wypróbować. Jeśli nie macie dużych problemów ze swoimi stopami to może akurat się sprawdzi. U mnie zdecydowanie ani zrogowaceń ani zgrubień nie usunął. Taki tam sobie średniaczek, równie dobrze mogłoby go nie być.  


Do tej recenzji zbierałam się już bardzo długo a i tak coś czuję, że wyszła mi zupełnie bez ładu i składu:< ale mam nadzieje, że coś tam Wam jednak przekazałam!

A jakie produkty do stóp Wy możecie mi polecić?  
Bo ten duet już po mału mi się kończy.

poniedziałek, 15 września 2014

Rimmel 60 seconds - recenzja i kolory na paznokciach.

Dziś przyszedł czas na podsumowanie serii 60seconds od Rimmel. Niezły szał na te lakiery przeszłam około roku temu, teraz moje zdanie na ich temat troszkę się zmieniło, ale i tak nadal je lubię!


Cena: 12 zł (jednak bardzo często są w promocji!)
Dostępność: bardzo dobra, wszędzie gdzie znajdziemy szafę Rimmel
Konsystencja: bardzo gęste
Pędzelek: gruby, szeroki
Trwałość: 3-4 dni
Krycie: idealne po 2 warstwach 


Z początku bardzo odpowiadała mi ta gęsta konsystencja, dzięki której lakier dosyć szybko wysychał. Jednak z każdym użyciem stają się one coraz gęstsze i gęstsze, przez co ich żywotność nie jest zbyt długa. Mój ulubiony fioletowy kolor już po około 7 aplikacjach nie nadaję się do niczego i widzę, że to samo dzieje się z resztą serii. 


Jeśli chodzi o szeroki pędzelek, to jestem jego wielką fanką. Jednak nabiera on dosyć dużo produktu i trzeba być uważnym! Oczywiście lakier nie wysycha w tytułowe 60 sekund, ale jeśli umiejętnie zaaplikujemy dwie cienkie warstwy to powinnyśmy mieć gotowe paznokcie w kilka minut!


 A teraz kilka słów o kolorach z mojej kolekcji:


200 PRINCESS PINK to bardzo delikatny, półtransparentny kremowy róż. Idealny do francuskiego mani lub na dni gdy brakuje nam pomysłu i chęci na odważniejsze kolory!


500 CARAMEL CUPCAKE to delikatny brąz. Ten nudziak świetnie sprawdza się jesienią i dosyć dobrze pasuje do mojej karnacji.


405 ROSE LIBERTINE to koralowe cudeńko. Jest świetny do opalenizny latem, ale z pewnością nie jest zbyt krzykliwy. Według mnie to bardzo subtelny akcent kolorystyczny dla osób które nie lubią szaleć ze zbyt odważnymi kolorami.


853 PILLOW TALK z kolekcji Rity Ory to przepiękny błękit. Mój ulubieniec podczas tegorocznych wakacji. W buteleczce widać małe srebrne drobinki, jednak po aplikacji są prawie niewidoczne.


622 OH BOY YOU'RE SO FINE! był moim absolutnym ulubieńcem jakiś czas temu co widać po zużyciu. Proszę nie przestraszcie się tego jak wygląda na paznokciach, niestety zgęstniał do takiego stopnia, że nie dało się z tym za bardzo nic zrobić, a próby ratowania go top coatem tylko pogorszyły sprawę. Zdjęcie pokazuję Wam tylko po to abyście mogły zobaczyć jego piękny kolor, a ten zgęstniały egzemplarz od razu wędruje do projektu denko.


813 ROUND AND ROUND THE GARDEN to zgniła zieleń, lub khaki. Nie do końca jestem przekonana co do tego koloru, jednak od czasu do czasu zwłaszcza teraz jesienią lubię go nosić.


315 READY, AIM, PAINT! to idealna czerwień. Przy tym kolorze niestety mój aparat zupełnie nie chciał współpracować i muszę zaznaczyć, że kolor ten w rzeczywistości jest znacznie mniej rażący, ale nie jest to też bardzo głęboka czerwień. 

I to by było tyle na dzisiaj, proszę wybaczcie mi też wygląd moich paznokci i to jak krzywo są pomalowane... Niestety jestem totalną ofermą jeśli chodzi o paznokcie, niemniej chciałam żebyście zobaczyły jak te kolorki prezentują się w akcji :)

środa, 10 września 2014

Catrice - 070 Mud Spencer & Coralle Hill

Dzisiaj przychodzę do Was z bardzo szybkim postem i odmeldowuję się dalej do moich obowiązków, jednak bardzo chcę podzielić się odczuciami na temat mojego must have jeśli chodzi o codzienny makijaż, palety cieni od Catrice


Uwielbiam te ciepłe kolory, nie muszę się wiele namyślać, zestawiam ze sobą brązy, złoto et voila! Jestem gotowa do wyjścia! Jeśli chodzi o pigmentacje nie są one w żadnym stopniu wybitne czy wyjątkowe, jednak na co dzień do pracy nie lubię zbyt ciężkiego, przesyconego makijażu i wtedy ta mała, delikatna paletka sprawdza się idealnie. Jedynie mały różowiutki cień jest przeze mnie zaniedbywany, ale może kiedyś i na niego przyjdzie pora. 




Kolory w ostrym świetle słonecznym.


Uwaga! A teraz odrobina bezwstydnej autopromocji! Pewnie niewiele z Was wie, ale założyłam instagram, gdzie możecie śledzić poczynania themakeupdrawers na bieżąco. Jest tam nadal kosmetycznie, ale i odrobinę prywatnie - więc możecie poznać mnie trochę lepiej, dowiedzieć się kim jest ta początkująca bloggerka. Gorąco zapraszam.


I niestety jest to jedyne miejsce gdzie możecie mnie znaleźć aż do przyszłego tygodnia, ale potem powracam ze zdwojoną siłą, obiecuję! :)

niedziela, 7 września 2014

Soraya: Peeling morelowy z kompleksem antybakteryjnym.

Witam Was kochane. Dzisiaj chciałabym napisać kilka słów o peelingu, który jeszcze nie tak dawno udało mi się znaleźć w naszej ulubionej, taniej drogerii - Biedronce. Jego niska cena (ok. 10zł) za każdym razem gdy go widziałam kusiła mnie, aż wreszcie postanowiłam wypróbować ten kosmetyk na mojej skórze! 


Peeling zamknięty jest w bardzo wygodnej, miękkiej tubie o pojemności 150ml, co przy jego niskiej cenie jest pojemnością wręcz szokująco dużą. Dodatkowo ma bardzo dobrze działające zamknięcie na klik - czyli w kwestii opakowania jest dla mnie ideałem.


Jego konsystencja jest bardzo gęsta, dzięki czemu wystarczy najmniejsza ilość aby dokładnie rozprowadzić go na całej buzi. Zapach faktycznie przypomina mi morele lub brzoskwinie i odziwo nie jest on w moim odczuciu sztuczny


Drobinki peelingujące są niewielkie, jednak jak dla mnie zdecydowanie zbyt ostre. Przypominają mi te, które można znaleźć w peelingach do stóp z pumeksem. Nie rozpuszczają się i nie zmiękczają w wodzie. Bardzo podrażniają moją delikatną, naczynkową skórę. W związku z tym nie używam tego kosmetyku z przyjemnością a ze strachem, że bardziej szkodzi on aniżeli pomaga. Jednak nadal chcę go zużyć, więc korzystam z niego jako "porządny zdzierak" raz na 2 tygodnie. 


Jeśli chodzi o jego działanie pielęgnacyjne to ciężko jest stwierdzić coś poza zmiękczeniem i odświeżeniem skóry. Po takim intensywnym złuszczeniu podkład znacznie ładniej rozprowadza się na twarzy, jednak nie zauważyłam zmniejszenia ilości wągrów, zaskórników czy mniej widocznych porów. Na szczęście zawarty w nim kwas salicylowy nie wysusza dodatkowo mojej skóry, bo wtedy zdecydowanie wylądowałby w śmietniku. Przestrzegam was też, uważajcie aby nie dostał się do oczu! Raz byłam nieuważna i żałowałam tego przez cały wieczór, jest to niesamowity ból i nikomu tego nie życzę. 


Ostatecznie żałuję, że go kupiłam bo nie mam z niego żadnej przyjemności. Postaram się zużyć go jak najwięcej, a wam nie polecam tego kosmetyku o ile nie macie cery bardzo suchej i odpornej na taki mocne tarcia!

środa, 3 września 2014

Ulubieńcy sierpnia 2014.

Hej, hej moje drogie! Jak mija Wam początek września? Zaczęłyście już szkołę, odpoczywacie jeszcze do października czy może już pracujecie? Ja od szkoły odpoczywam jeszcze przez miesiąc, ale póki co pracuję, także się nie nudzę! Powiedziałabym nawet, że zdecydowanie brakuje mi godzin w dobie i jestem ze wszystkim totalnie do tyłu! Ale mimo wszystko udało mi się przygotować dla Was ulubieńców sierpnia.


Produktów jest tym razem niewiele, i są to przede wszystkim podstawowe, bazowe kosmetyki. Chyba doskonale rozumiecie pojawiający się tutaj trend, pracoholizm = minimalny makeup. 


Garnier BB Cream - cały rok czekałam, aż się opalę z utęsknieniem do tego kremu bb, który według mnie spokojnie można nazwać podkładem. Jego rzadka konsystencja ułatwia nam idealne rozprowadzenie go na buzi, po czym zastyga na satynowo-matowe wykończenie, którego jestem ogromną fanką. Jest też bardzo aksamitny w dotyku i przyjemnie się go "nosi' w ciągu dnia. 

Maybelline Dream Matte Powder - za nim też już od dawna tęskniłam, niestety zimą jest dla mnie zbyt pomarańczowy/ciemny. Puder matujący, który stanowi świetny duet z moim garnierem, jest też równie aksamitny i delikatny w dotyku. Jestem też fanką jego praktycznego opakowania, nie muszę już nosić w torebce dodatkowego lusterka aby poprawić makijaż na szybko. Proste rozwiązanie, a jak cieszy!

NYX Eyebrow Cake Powder - ten gagatek jest ze mną od roku, czego zupełnie nie widać po zużyciu. Jaśniejszy cień jest idealny do moich brwi, ale czasem do zaznaczenia dolnego łuku używam również ciemniejszego koloru. Ten mały zestaw ma w sobie wszystko; żel, grzebyczek i mały pędzelek dzięki czemu idealnie sprawdza się w podróży. Jednak nie jestem największą fanką załączonego pędzelka, a inny, który służył mi już jakiś czas niestety okropnie mi się rozczapierzył. W związku z tym moje pytanie, czy możecie mi polecić jakiś pędzelek do malowania brwi? Będę bardzo wdzięczna!


Yves Rocher Eau de Toilette "Malaysian Coconut" - jeśli dowiecie się o mnie jednej rzeczy czytając tego bloga, to będzie to z pewnością fakt, że uwielbiam wszystko co pachnie kokosem. Jeśli jakiś kosmetyk występuje w tej wersji zapachowej, to z pewnością muszę go mieć! Dlaczego więc nie sprawić sobie kokosowych perfum?

Wibo Summer Extreme Nails - ten kolorek od razu rzucił mi się w oczy kiedy błądziłam, jak to często bywa, alejkami Rossmana. Niestety ciężko nim uzyskać równomierny efekt, przez co wylądował na paznokciach moich stóp, gdzie różne nierówności nie rzucają się aż tak bardzo w oczy. I tam już został na cały sierpień. Jest to moim zdaniem idealny kolor do wakacyjnego pedicure!