czwartek, 25 grudnia 2014

Batiste | coconut & exotic tropical.

Hej! Pamiętacie jeszcze ten szał na suche szampony po tym jak pojawiły się na jakiś czas w biedronkach? Ja tak, zrobiłam sobie wtedy zapas, który spokojnie wystarczy mi na cały rok :) Dzisiaj chcę Wam opowiedzieć o jednym z nich, który według mnie odrobinę różni się od pozostałych.

Cena: 16-18zł
Dostępność: Hebe, drogerie internetowe
Wydajność: 10-15 użyć, zależy oczywiście od tego jakiej ilości potrzebujemy

Od kiedy odkryłam suche szampony, ponad rok temu, już zawsze muszę mieć ten gadżet u siebie w łazience na wszelki wypadek. I muszę podkreślić, że z moją wrażliwą skórą głowy, ze skłonnością do łupieżu, to na prawdę musi być bardzo kryzysowa sytuacja, żeby go użyć. Niestety nie ma i nigdy nie będzie takiego suchego szamponu, po którym w połowie dnia nie będę miała "śnieżnej czupryny" ;) Ale kiedy już sięgałam po jakiś, to batiste zawsze były według mnie najlepsze. O wersji kokosowej zawsze słyszałam jednak trochę mniej pochlebne recenzje. Myślałam, że jest to spowodowane zapachem, a ja akurat jestem ogromną fanką kokosa, więc był to mój numer, który chciałam wypróbować. Ale niestety, nie chodziło tylko o zapach. Ta wersja jest jakby bardziej "mokra" od pozostałych. Kiedy go aplikujemy wydaję się taki sam jak reszta, biały. Jednak nie absorbuje tak dobrze jak pozostałe wersje, które miałam już okazje testować. W związku z tym trzeba go użyć znacznie więcej, a efekt i tak nie jest aż tak bardzo zadowalający jak przy innych wariantach. W związku z tym polecałabym go raczej jako produkt do dodawania objętości włosom, a nie jako suchy szampon.


Ciekawi mnie czy też miałyście takie odczucia? Ponieważ zastanawiam się czy nie jest to spowodowane tym, że jest to produkt biedronkowy. Czasem jest tak, że produkty, które zostały "wyprodukowane dla biedronki" odbiegają jakością od oryginału. Co o tym sądzicie? Zgadzacie się ze mną czy może się odrobinę czepiam?

niedziela, 14 grudnia 2014

Pomysł na świąteczny prezent: Zestaw z The Body Shop.

Jak tam mija Wam weekend moje drogie? Na błogim lenistwie, czy szalonych świątecznych zakupach? Ja próbuję się uporać z ogromem projektów i nauki na studia, a w międzyczasie przychodzę z krótkim postem o zestawie, który może okazać się świetnym pomysłem na prezent!


Koszt takiego świątecznego pudełeczka z kosmetykami o zapachu mango to 99zł. Zapach ten jest chyba jednym z najbardziej uniwersalnych z całego asortymentu TBS i z pewnością większość kobiet w Waszym życiu byłaby zachwycona! 


A co znajdziemy w środku?
* Żel pod prysznic (250ml)
* Masełko do ciała (50ml)
* Cukrowy peeling do ciała (50ml)
* Mydełko (100g)
* Myjkę (wersja mini)

Ja moje pudełeczko dostałam z okazji urodzin i już nie mogę się doczekać kiedy zabiorę się za ich używanie. Jeszcze nigdy nie miałam nic z The Body Shop, i uważam że taki zestaw sprawdzi się świetnie dla osób, które jak ja, ciekawe są wieeeelu kosmetyków ;)

A Wy lubicie TBS?
Jaki zapach jest Waszym ulubionym?

środa, 10 grudnia 2014

Projekt denko | Listopad 2014.

To już chyba ostatni dzwonek, żeby zrobić projekt denko. A więc pomimo tego, że jestem mocno spóźniona, to chciałam Wam opowiedzieć o produktach, które zużyłam w listopadzie.


Zasady;
Produkt bardzo mi się spodobał, z pewnością kupię go kiedyś ponownie.
Średniak, być może kiedyś do niego wrócę.
Rozczarowanie, z pewnością nigdy ponownie go nie kupię.


1. Yves Rocher Jardins du Monde - jeśli rzuciłyście okiem na moją recenzję żeli z tej serii, to wiecie, że należą one do moich ulubionych. Jednak zapach lawendy nie był moim faworytem. Aktualnie mam wielką ochotę na wariant kawowy!

2. Tołpa, botanic, czarna róża Odżywczy żel pod prysznic - zarówno zapach jak i właściwości nawilżające przypadły mi do gust, jednak cena jak dla mnie zbyt wygórowana. >mini recenzja<

3. Tołpa, dermo face, physio Żel do mycia twarzy i oczu - zbyt gęsta konsystencja oraz brak piany to główne zarzuty, przez które ten żel nie przypadł mi do gustu, więcej o nim >tutaj<.


4. Inglot Bibułki matujące - moje ulubione bibułki, które znacznie różnią się od pozostałych dostępnych na rynku, jednak cena 22zł zazwyczaj zmusza mnie do używania tańszych zamienników. 

5. L'Oreal Ideal Fresz Orzeźwiający żel oczyszczający - o nim również pojawiła się dłuższa recenzja >tutaj<. Nie był zły, jednak dużo bardziej polubiłam wersje w różowej buteleczce dla skóry wrażliwej.

6. Yves Rocher Nutritice vegetal - recenzja >tutaj<. Mój numer jeden jak do tej pory jeśli chodzi o oczyszczanie twarzy i demakijaż. Cudowny zapach, konsystencja, nawilżenie i piana... Wszystko jest tak jak lubię najbardziej!


7. L'Oreal Lumi Magique - bardzo fajny korektor rozświetlający o mega lekkiej konsystencji. Nie przesuszał i świetnie stapiał się ze skórą. Jednak nie jest stworzony do ukrywania niedoskonałości czy sińców pod oczami!

8. Benefit They're Real! - to już moja druga próbka, którą kupiłam w jednym z zestawów Benefit. Jednak nadal nie jestem do końca przekonana. Jej największym plusem jest to, że się nie kruszy i jest prawie że wodoodporna. Ale na moich rzęsach cudów nie zdziałała.

9. Yves Rocher Intensywnie odżywiający krem do rąk - jego recenzję znajdziecie >tutaj<. Jednak przyznam Wam szczerze, że z czasem polubiłam go jeszcze bardziej i chyba żałuję, że tak srogo potraktowałam go w tamtym poście. Gęsty krem, świetny na zimę, polecam!


10. Organique Coconut Oil - olej kokosowy, który znalazłam w glossyboxie. Był to mój ulubiony produkt z całej 6-cio miesięcznej subskrypcji. Z pewnością do niego wrócę, bo świetnie sprawdzał się jako maseczka na włosy.

11. Nivea Double effect - wydaje mi się, że antyperspiranty to sprawa bardzo osobista, jednak jeśli nie możecie znaleźć odpowiedniego dla Was to bardzo polecam Nivea w kulce, u mnie sprawdzają się najlepiej!

12. L'Oreal 7 in 1 Odżywka do paznokci - nie zauważyłam żadnej różnicy po jej stosowaniu, a jako baza pod lakier skracała jego trwałość. Dodatkowo już w połowie buteleczki zgęstniała.


13. Perfecta Peeling do ciała Creme brulee - jego dokładna recenzja >tutaj<. A w skrócie? Porządny zdzierak, parafina w składzie, obłędny zapach. Ja jestem na tak!

14. Babylips Hydrate - recenzja całej serii >tutaj<. Jednak ten wariant nie był moim ulubionym.

15. Yves Rocher Pure system - maseczka oczyszczająca, która daje uczucie ściągania na skórze, które jest raczej nieprzyjemne. Jednak bardzo dobrze oczyszcza. 


Ufff, to chyba największe denko jak do tej pory. 
Gratuluję tym którzy przebrnęli chociaż przez połowę ;) 
Miałyście któryś z tych produktów?
Całuję.

sobota, 6 grudnia 2014

Blogerskie mikołajki - co dostałam?

Dzisiaj mam dla Was bardzo króciutki post, ale jakże radosny. Chciałam podzielić się moim prezentem, który dostałam od Kosmetyki Panny Joanny w ramach akcji organizowanej na blogu Good to Try

Chciałam bardzo podziękować mojemu mikołajowi, który obdarował mnie baaardzo hojnie! Nie spodziewałam się aż takiej ilości prezentów. Dodatkowo każdą z rzeczy mam po raz pierwszy, także jestem bardzo ciekawa jak się u mnie będą sprawdzać. Pomadkę już wypróbowałam i ma świetny kolorek, idealny na co dzień (tak jak lubię) ;) 

Ciekawa jestem czy paczka, którą ja wysłałam też przypadnie do gustu. Mam ogromną nadzieję, że tak. Bardzo się cieszę, że mogłam wziąć udział w tej akcji i oby więcej takich pozytywnych inicjatyw w nowym roku!;)

A Wy byłyście grzeczne?
Znalazłyście dziś coś pod swoją poduszką? ;)

środa, 3 grudnia 2014

Ulubieńcy | Listopad.

Witam was w tym najcudowniejszym okresie roku, czyli grudniu! Powstrzymywałam się ze świątecznym nastrojem aż do tego miesiąca i dopiero wczoraj udekorowałam swój pokój, odpaliłam świeczki, włączyłam listę świątecznych hitów na spotify i zaczęłam zajadać kalendarz adwentowy ;) Ale dla Was mam jeszcze ulubieńców zeszłego miesiąca, czyli listopada.


Listopad był bardzo pracowity i na szczęście szybko minął, jednak mam swoje absolutne hity jeśli chodzi o kosmetyki, zacznijmy więc od kolorówki.



Paletka Urban Decay Naked 2, moja największa miłość. Kupiłam ją już w październiku, kiedy świętowałam swoje urodziny krótkim wypadem do Rzymu. Marzyłam o niej już ponad rok i wreszcie ją zdobyłam. Od stycznia i wy będziecie mogły ją znaleźć w polskich Sephorach. Gdybym o tym wiedziała wtedy, pewnie sprawiłabym sobie jakiś produkt Nars lub Too Faced zamiast niej, ale co zrobić! Najważniejsze, że wreszcie ją mam.

Revlon Kissable Balm Stain w kolorze Smitten, mój ulubieniec od zeszłego roku jeśli chodzi o jesienne usta. Uwielbiam ten kolor i muszę przyznać, że jest to chyba produkt nie kończący się. Używam go na co dzień bardzo często a zużycia nie widać!

Korektor Bourjouis Healthy Mix, to dopiero hit jeśli chodzi o mnie. Nie wiem jak to się stało, że tak bardzo mi przypasował pod oczy, kiedy wszyscy pisali o tym, że jest zbyt ciężki. Buteleczka jest całkiem spora i wydajność tak duża, że pewnie z rok będę się nim cieszyć. Kolor 51 świetnie rozświetla okolice pod oczami.

A teraz pielęgnacja.



Serum L’Oreal Skin Perfection też przywiozłam sobie z Włoch, ponieważ w Polsce jest niestety niedostępne. Nasłuchałam się o nim niesamowitych opinii na zagranicznym youtube i od dawna chciałam wypróbować czy faktycznie tak dobrze wpływa na teksturę skóry. I faktycznie, jest to wspaniały produkt. Pełna recenzja w przyszłym tygodniu ;)

Płyn micelarny z Tołpy opisywałam tutaj. Okazał się mega wydajny i wystarczył mi na 1,5 miesiąca będąc przy tym super delikatnym i skutecznym.

Żel-peelingujący z Yves Rocher o zapachu wanilii też miał już swoje pięć minut na moim blogu >klik<. Jest to chyba najlepszy produkt do kąpieli jaki miałam okazje używać, będę go miło wspominać i z chęcią kupię ponownie za jakiś czas.


I to tyle, nie ma tego dużo, ale za to są to wyjątkowo dobre produkty, które z caaałego serca Wam polecam! 
A Wy jakich ulubieńców macie? 
Jak tam Wasz świąteczny nastrój? Też palicie już świąteczne świeczki i słuchacie Merry Christmas? ;)

poniedziałek, 24 listopada 2014

Matowe lakiery | Wibo | No 2, 3 & 5.

Na te lakiery czaiłam się już jakiś czas, jednak czekałam niecierpliwie aż pojawią się o nich jakieś wzmianki na blogach. Czekałam, czekałam i się nie doczekałam. Ale ciekawość była silniejsza i stwierdziłam, że to ja Wam o nich opowiem ;)

Dostępność: Rossmann
Cena: ok. 6zł
Trwałość: 2-3 dni
Wykończenie: matowe/satynowe

Przede wszystkim do gustu przypadły mi kolory, każdy z nich bardzo wpasował się w modne tej jesieni odcienie; brązy, szarości, śliwki. Wykończenie matowe też jest bardzo popularne i dla nieśmiałych osób, takich jak ja, które boją się szaleć z brokatem czy innymi niecodziennymi wykończeniami taki matowy lakier jest świetną odskocznią od tradycyjnego błysku. Jednak osoby, które wcześniej nie miały styczności z Chic matte muszę ostrzec, że trzeba uważać, ponieważ każde niedociągnięcie będzie bardzo widoczne. Ten typ lakieru ma to do siebie, że nie wybacza aż tak łatwo jak tradycyjny ;) No i szczerze powiedziawszy, nie staną się one moimi ulubieńcami. Kolory są super, jednak trwałość bardzo mnie rozczarowała. Zwłaszcza ta cudna śliwka, która jest moim ulubionym kolorem, ale jej rekord to dwa pełne dni i tyle. Na plus jest dosyć rzadka konsystencja i fakt, że nie gęstnieją zbyt szybko (szary lakier używałam już ok 5-6 razy i konsystencja nadal jest nienaganna). Jednak potrzeba malowania paznokci co 2 dni to jak dla mnie zbyt wiele. A! I wysychają w normalnym tempie, nic nadzwyczajnego, ani za szybko, ani za wolno.

Nr 2
Nr 3
Nr 5
A tutaj taka mała mieszanka ;)
I jak Wam się podobają? :)

czwartek, 20 listopada 2014

Got2b | Shine styling spray.

Witam kochane, w ten ponury dzień przychodzę do Was z krótką recenzją produktu do stylizacji włosów z got2b. Trafił mi się on w pudełku Beglossy już jakiś czas temu, ale dopiero ostatnio rozgryzłam kiedy może mi się przydawać. Od razu mogę Wam zdradzić, że uważam że ma tylko jedno zastosowanie i nie jest to produkt niezbędny ;)


Podstawowe informacje:

Dostępność: Rossmann, Super-Pharm, Hebe etc.
Cena: 16zł
Pojemność: 200ml

Kiedy znalazłam ten gadżet w moim pudełku zastanawiałam się do czego właściwie ma on służyć? Niby jest to lakier, ale z drugiej strony jest to totalnie wodnista formuła. Niby ma napisane 'sparkling' czyli coś migoczącego, ale nie ma w sobie żadnych połyskujących drobinek. Napis d-frizz wskazywałby na pomoc w rozczesywaniu, ale jak coś co ma być lakierem ma ułatwiać rozczesywanie? Ojj producent chyba sam nie wiedział co chce nam sprzedać ;) Ja jednak znalazłam tylko jedno zastosowanie dla tego twora: nabłyszczanie

Jego największym plusem jest zdecydowanie zapach. Słodka guma balonowa w najlepszym wydaniu. Ale jeśli chodzi o zastosowanie, to fryzury zupełnie nie utrwala, jedyne co robi to nadaje blask i muszę Was ostrzec, że bardzo łatwo z nim przedobrzyć i wyglądać jakbyśmy nie umyły włosów ;) Dodatkowo skład jest tak przerażający, że nawet totalnego laika w sprawie składów będzie przerażać. Sam alkohol i perfumy nie są czymś co chciałabym nakładać na moje włosy codziennie tylko po to, aby odrobinę się świeciły. Dodatkowo bardzo obciąża włosy i drugiego dnia są już w beznadziejnym stanie. 
Podsumowując, według mnie nie jest wart zakupu. Skoro już go mam, to czasem kiedy obudzę się z lwią grzywą i chcę ją trochę ujarzmić to psiknę odrobinę, ale to tylko w kryzysowych sytuacjach. Jego termin ważności to jeden rok, także sądzę, że po tym okresie moje zużycie będzie minimalne. 
A Wy lubicie takie produkty? 
Ja w przyszłości raczej będę je omijać.

niedziela, 16 listopada 2014

Mini recenzje mini produktów | Tołpa.

Witam kochane! Jak mija Wam weekend? Mi znakomicie, pierwszy raz od daaawna mam trochę czasu dla siebie i mogę wyleżeć się w łóżku, wyspać, nadgonić zaległe seriale, poczytać wasze blogi. Jednym słowem, relaks pełna gębą! Ale w międzyczasie przygotowałam też dla Was trzy recenzje mini produktów, które zabrałam ze sobą kilka tygodni temu na krótki wypad za granicę. Jesteście ciekawe jak się sprawdziły?


Zacznę może od tego, że wszystkie kupiłam w Rossmannie, uwielbiam wybór miniaturek jaki możemy tam znaleźć. Dla osób, które w podróż lubią zabierać gotowe małe produkty jest to prawdziwy raj. Ja tym razem potrzebowałam tylko coś do demakijażu oraz mały żel pod prysznic. Zdecydowałam się na tołpę, choć przyznam, że ceny nie były zbyt kuszące. Żel do twarzy i pod prysznic kosztowały po ok. 6zł każdy, natomiast płyn micelarny aż 10zł. Jednak wiem, że w przyszłości do tej buteleczki przelewać będę inne płyny, więc był to raczej jednorazowy zakup. Pojemność każdego z nich jest dopuszczalna na pokładzie samolotu i zajmą bardzo mało miejsca w naszym bagażu.


Tołpa Płyn micelarny do mycia twarzy i oczu - tego typu kosmetykami zawsze wykonuję demakijaż oczu i muszę przyznać, że ten sprawdził się super. Jest hipoalergiczny, bezzapachowy i bardzo delikatny, nie podrażnia moich bardzo płaczliwych oczu. Pomimo niewielkiej pojemności (75ml) jest wydajny, używam go już od trzech tygodni i myślę, że wystarczy mi jeszcze na tydzień lub dwa. Muszę go też pochwalić za siłę zmywania, ponieważ w zeszłym miesiącu używałam maskary Benefit They're Real, która jest niemalże wodoodporna, i ten płyn radził sobie z nią bez najmniejszych problemów.


Tołpa Żel do mycia twarzy i oczu - tego typu żel używam zawsze do demakijażu i oczyszczania twarzy. Nim nie byłam już tak zachwycona jak poprzednikiem. Jest hipoalergiczny i bardzo delikatny, to fakt. Jednak zupełnie się nie pieni, przez co ciężko określić czy spełnia swoje zadanie. Jego gęsta, żelowa formuła mazała się po mojej twarzy wraz z podkładem i resztkami makijażu, co nie było przyjemne. Miałam wrażenie, że moja skóra nigdy nie będzie zupełnie "czysta". Z tego też powodu nie jest najbardziej wydajny, bo aplikowałam go 2-3 razy dla pewności. Jednak dla skóry wrażliwej jak najbardziej polecam.


Tołpa Odżywczy żel pod prysznic - żel o obłędnym zapachu. Niby kwiatowy, ale jednak otulający, czyli taki jakie lubię najbardziej. Dodatkowo miał właściwości nawilżające i całkiem całkiem się pienił. Jednak ogromnym minusem jest wydajność, wystarczył jedynie na 4 prysznice, co przy takiej cenie raczej rozczarowuje. No i jeszcze jeden mankament, niby jest travel friendly poprzez swoją wielkość i wygodne zamknięcie na klik, jednak nie jest ono wystarczająco szczelne. Niestety wszystkie kosmetyki miałam oblane tym płynem i jeszcze długo po powrocie wszystko nieprzyjemnie się lepiło, bleh!


środa, 12 listopada 2014

Yves Rocher | Waniliowy żel - peeling.

Miesiąc czy dwa temu o tym kosmetyku zrobiło się całkiem głośno. Jednak większość głosów była raczej mało pochlebna, pociągnęły one za sobą falę krytyki i teraz już mało kto pisze o tym żelu. Jednak jako wielka fanka Yves Rocher przeczekałam ten moment i dopiero jakiś czas temu wyciągnęłam tego gagatka z moich zapasów kiedy skończył mi się dotychczasowy żel pod prysznic. I co o nim myślę?


Podstawowe informacje:
Pojemność: 200ml
Cena: 16,90zł
Dostępność: Salony Yves Rocher, strona internetowa

Zapach:
Według mnie sprawa kluczowa. No bo tak naprawdę co jest najistotniejsze w dobieraniu żelu pod prysznic? Dla mnie to jak pachnie, bo koniec końców ma po prostu sprawić żebyśmy byli czyści no i ewentualnie pięknie pachnący, jeśli zapach jest na tyle intensywny aby pozostać na naszym ciele dłużej. I według mnie te seria bije wszystkie inne na głowę. Uwielbiam wanilię, ale aż tak pięknego oddania tej woni nie znalazłam w żadnym innym kosmetyku. Jest słodka ale i wyrafinowana. Zdecydowanie nie dusząca! I wyczuwam ją w łazience jeszcze przez dłuugi czas po wyjściu z kąpieli. Jestem pewna, że sprawię sobie inny zapach, ale jeszcze nie wiem jaki. Pozostałe są bardziej owocowe, a ja jednak przepadam za takimi otulającymi. 

Konsystencja:
No i tutaj pojawiło się bardzo wiele krytyki na innych blogach. Że jest za rzadka. No cóż, nie da się ukryć, ucieka ona między palcami. Ale szczerze powiedziawszy to widziały gały co brały i mi to zupełnie nie przeszkadza. Jeśli nalejemy żel na gąbeczkę lub myjkę to problem znika i uzyskujemy piękną pianę jak w reklamach, która wypełnia zapachem całą łazienkę. Dodatkowo jest na tyle gęsta, że jeśli bierzemy kąpiel to mamy 2w1 bo bąbelki pozostają na powierzchni wody ;) 

Właściwości peelingujące:
"Złuszczanie" jest bardzo delikatne, jednak wyczuwalne. Idealnie dostosowane do codziennego użytku. Możemy spokojnie umyć nim całe ciało i nie obawiać się o jakiekolwiek mniejsze podrażnienia. Stosowanie go codziennie poprawia stan skóry, jest mięciutka i gładka. Jednak osoby, które borykają się z bardzo suchą skórą lub preferują gruboziarniste zdzieraki będą niezadowolone.

Informacje od producenta:
 Skład:
Moja opinia:
Jestem autentycznie zakochana. Codziennie czuję się jakbym organizowała sobie domowe spa i aromaterapię w 1. Idealnie sprawdza mi się z myjką przy długich kąpielach, jakie lubię brać najbardziej. Zastępuje mi i żel i peeling. Chociaż czasem też lubię gruboziarniste zdzieraki, to teraz z przyjemnością z nich zrezygnowałam na jego rzecz. Jedyna mniej przyjemna sprawa to fakt, że przez to że jest tak wodnisty to troszkę szybciej się kończy, jednak nadal uważam, że jest wart swojej ceny. Jest to taki bardziej luksusowy produkt, przynajmniej w moim odczuciu. I kiedy tylko będę mogła sobie na to pozwolić to z chęcią kupię kolejną buteleczkę.

poniedziałek, 3 listopada 2014

Projekt denko | Październik 2014

Dziś wracam z projektem denko. W październiku udało mi się zużyć średnią ilość produktów, ale mimo wszystko chętnie Wam coś o nich opowiem!


Zasady;
Produkt bardzo mi się spodobał, z pewnością kupię go kiedyś ponownie.
Średniak, być może kiedyś do niego wrócę.
Rozczarowanie, z pewnością nigdy ponownie go nie kupię.



1. Babylips Intense Care -  recenzję całej serii znajdziecie tutaj. Żółta wersja akurat średnio przypadła mi do gustu, ale widziałam, że w Hebe już pojawiła się nowa seria i ciekawość mnie zżera!
2. Yves Rocher Sexy Pulp - ta maskara też ma swoją recenzję >klik<. Ale w skrócie; był to całkiem fajny tusz na co dzień, jednak cena jak dla mnie zbyt wygórowana.


3. It's skin B.B Creme D'escargot - akurat ten produkt trafił mi się w Glossybox'ie. I bardzo przypadł mi do gustu, bo był mocno nawilżający, ale też dosyć dobrze krył. Jednak jego cena i dostępność skutecznie mnie odstraszają.
4. Bomb Cosmetics Pina Colada Lip Scrub - a to akurat klasyczny bubel. Jednak zastanawiam się, czy przypadkiem nie dostałam jakiegoś wadliwego egzemplarza.. Ponieważ był mega twardy od samego początku i musiałam go wydłubywać paznokciem. Moim ustom też właściwie nic a nic nie pomógł. Ostatecznie zmienił też kolor na czarny i wyrzucam prawie pełny produkt..


5. Bebeauty Balsam do stóp - recenzja obu tych produktów tutaj. Ogólnie bez szału, ale ze względu na cenę pewnie kiedyś się skuszę ponownie.
6. Bebeauty Peeling do stóp - j.w.


7. Ziaja Krem nawilżający, matujący 25+ - kolejny produkt który się nie sprawdził. Zatkał mi pory i spowodował wysyp podskórnych, bolesnych nieprzyjaciół. Wiele osób go uwielbia, dlatego szkoda, że miałam na niego taką reakcję. Ostatecznie w całości zużył go mój chłopak.
8. Uriage Woda termalna - a to akurat hit wszech czasów, pisałam już o nim nie raz. Od razu jak mi się skończył poleciałam po nowe opakowanie ;)


9. Yves Rocher Jardins du Monde - uwielbiam te żele, napisałam o nich w poście tutaj. Teraz mam ogromną ochotę na wersję kawową i z pewnością ją sobie sprawię :)
10. Head & Shoulders Z wyciągiem z eukaliptusa - do tego produktu wolałabym nie musieć wracać, ale niestety od zawsze walczę z łupieżem i te szampony zawsze pomagają mi "zaleczyć" ten problem na jakiś czas.


11. Virtual Cappuccino - bardzo fajny lakier, jednak miałam go już baaaardzo długo (chyba z 3 lata) i nie wiem nawet czy można go jeszcze gdzieś znaleźć.
12. Isana Zmywacz do paznokci - najlepszy zmywacz jaki miałam. Ostatnio coś mnie podkusiło i kupiłam tą zieloną wersję i teraz żałuję, bo jednak różowa dużo bardziej przypadła mi do gustu.

I to by było na tyle w tym miesiącu. Jak widać w tym denku nie było aż tak dużo produktów które okazały się moimi ulubieńcami. Dlatego może to i dobrze, że już się z nimi rozprawiłam i mam teraz inne zamienniki. A jak tam u Was zużycia w październiku? 

sobota, 25 października 2014

TOP 5 | Jesienne pomadki.

Witam Was kochane! Czuję się jakby długie tygodnie mnie tu nie było, a to tylko kilka dni. Tak czy inaczej, październik blogowo był u mnie raczej mizerny. Pierwszy miesiąc uczelni nieźle mnie wybił z rytmu, ale w przyszłym miesiącu obiecuję poprawę!    
A dziś przychodzę do was z moją piątką ulubionych pomadek tej jesieni. Niektóre z nich wybieram tylko na wieczorne wyjścia, a niektóre są odpowiednie nawet na co dzień, jednak dodają naszej stylizacji tego jesiennego pazura. 



A oto i one. Dwie pierwsze od lewej jak najbardziej używam na co dzień, a te po prawej, a zwłaszcza Diva z Mac, zostawiam sobie na wieczorne wyprawy ;) Oprócz koloru, praktycznie każda z nich zachwyca mnie również swoją formułą, jednak na ich recenzję i dokładniejszą prezentację kolorów z pewnością poświęcę osobne posty, bo każda z nich jest moim ulubieńcem i zasłużyła sobie na to. A dziś zostawiam Was tylko ze swatchami.


                                         Dajcie znać jakie są Wasze ulubione kolory pomadek tej jesieni! :)



piątek, 17 października 2014

Olay - CC cream | Krem to czy podkład?

Dzisiaj przychodzę do Was z krótką recenzją kosmetyku Olay, który tak na prawdę nie wiem do końca jakie ma przeznaczenie. Dostałam go w jednym z moich glossyboxów i dopiero niedawno zabrałam się do jego używania. Po jakimś czasie do 'testów' przyłączyła się moja mama i podzieliła moją opinie na jego temat.


Podstawowe informacje:
Pojemność: 50ml
Cena: 44,90zł
Zapach: intensywny, taki jaki możemy spotkać przy kremach.
Konsystencja: Kremowa, dosyć gęsta, przypominająca mus.
Opakowanie: Plastikowe, z wygodną pompką typu airless.


Dodatkowo wszystkie informacje na temat produktu były zawarte na kartoniku, który niestety wyrzuciłam. Jednak dam sobie rękę uciąć, że było tam napisane, że jest to produkt mający poprawić koloryt skóry, tak jak to robią podkłady. Dodatkowo nazwa CC, czyli Complexion Corrector wskazuje na jego właściwości wyrównujące kolor twarzy.


No więc kiedy wreszcie zabrałam się za ten tajemniczy produkt od razu zaciekawił mnie jego intensywny zapach, który od razu skojarzył mi się z jakiegoś rodzaju kremem do buzi. Jednak był on zabarwiony jak podkład więc dalej szłam w zaparte nakładając go jako jakiegoś typu bazę pod makijaż. Na twarzy był bardzo delikatny, prawie nie wyczuwalny i nawilżający. Przyniósł mi ulgę, to muszę mu przyznać. Jednak nie zakrył ani jednej mojej niedoskonałości, zaczerwienień, porów już nie mówiąc o nieprzyjacielach (aka pryszczach). Jednak wytrwale pomogłam sobie korektorem i przypudrowałam całą twarz. Pół godziny później (dosłownie pół godziny), wszystko mi się rozpłynęło. Mam skórę mieszaną jednak jeszcze żaden produkt nie zniknął z niej aż tak szybko. Z pudru utrwalającego utworzyły się smugi, powchodziły mi w zakamarki koło nosa, wokół ust, cała się świeciłam. Musiałam zmyć cały makijaż. Kilka razy powtórzyłam próby aplikowania go różnymi sposobami, jednak zawsze kończyły się one katastrofą zanim zdążyłam nawet wyjść z domu.

Biorąc pod uwagę, że kremy CC są kierowane do skóry dojrzalszej, a wiedziałam, że mojej mamie aktualnie kończy się podkład, zawiozłam jej ten zagadkowy produkt w 'prezencie'. Moja mama ma skórę suchą i bardzo lubi rozświetlające produkty. Ogólnie nie jest też osobą zbytnio wymagającą, co jej przywiozę, czy polecę to zazwyczaj jej odpowiada. No, ale nie tym razem. Już po kilku dniach zadzwoniła do mnie z pytaniami; "Co Ty mi za dziadostwo przywiozłaś?" ;D I kazała mi koniecznie napisać o nim na mojej stronie i ostrzec Was przed nim.

Na dowód tego, że jest to produkt praktycznie niewidoczny, mam dla Was zdjęcia dużej ilości produktu rozsmarowanej na dłoni, widać że nic nie zakrywa. Robienie zdjęć na buzi w sumie nie miało sensu bo i tak nic by nie zakrył, a nie chcę Was straszyć ;)


Pewnie można go stosować jako krem, jednak wydaje mi się, że każdy inny będzie lepszy, ponieważ nie będzie zawierał  w sobie składników odpowiedzialnych za 'nadawanie mu koloru'. Tak na chłopski rozum. 

A Wy miałyście z nim styczność? 
Jakie macie doświadczenie z kremami CC?